niedziela, 19 lipca 2015

Kearth, rozdział VII

Naciskowi i przymusowi towarzyszyć musi zawsze maksymalna kontrola. Osioł będzie się wciąż zatrzymywał, ponieważ nie idzie dobrowolnie do celu (czy można mu to mieć za złe?). Im ważniejszy jest cel (także myśląc długoterminowo), tym więcej zmarnuje czasu, siły i energii przez powtórne kopniaki, jak i przez środki kontroli.
~Vera Birkenbihl
 
 
 
- Referin!!! – krzyknęłam z przestrachem. Przyłożyłam dłonie do otwartych ust i patrzyłam tylko na upadającego brata. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam zrobić kroku, podtrzymać go. Patrzyłam tylko, na to co się dzieje, nie wierząc własnym oczom.  Nie płakałam już , nie miałam siły.  Krew wypływała z rany po widłach, zostawiając na kamiennym chodniku ciemnoczerwoną plamę. Same widły leżały teraz obok, zupełnie zapomniane i pominięte. Dokonały swego, a teraz po prostu  jakby odpoczywały po ciężkim dniu pełnym pracy.
Wokół nas zebrali  się elfowie i elfijki, niektórzy wołali o pomoc, niektórzy tylko gapili się bezmyślnie. Byłam teraz częścią tego tłumu, nic nie robiąc, po prostu patrząc. Zobaczyłam, że Adriew wyłania się, zupełnie nie wiedziałam skąd, toruje sobie drogę i upada przed moim bratem. Bierze go w ramiona, dotyka, ogląda ranę, w końcu sprawdza puls.
- Nie żyje – wyszeptał. – STRAŻ!!!
Tłum rozbiegł się w przestrachu. A chwilę później znaleźli się koło nas elfijscy gwardziści.
- Znaleźć sprawcę, rozpytać każdego, chcę mu jeszcze dziś napluć w twarz  i zaprowadzić przed Wielki Sąd.
- Ja – usłyszałam głos Referina, głos wydobywający się przez zęby. – Ja go zabiję.
Wtedy na niego popatrzyłam. Patrzyłam  jak głaszcze blade czółko Werena, patrzyłam jak całuje go w policzek, jak zamyka jego martwe oczy,  jak żegna się ze swym małym braciszkiem. Weren wyglądał teraz jak aniołek, malutki, bezbronny, zakrwawiony aniołek, wracający do swych rodziców na górze.
- Przytul mnie – szepnęłam do Alnerana.
- Moja mała – odszepnął. – Przepraszam cię.  
*
Pałac elfijski wzbudził we mnie wiele skrajnych emocji. Od zdziwienia wszechobecnym przepychem, marmurowymi posągami  przodków Oświeconych, niezwykle umiejętnie wykonanych rzeźb postaci uchwyconych w ruchu, po zawód i coś na podobiznę  smutku, gdy odkryłam, że wszystkie te piękne ozdoby są teraz przybrudzone kurzem lub zastawione sprzętem wojennym. 
 Czekaliśmy z Referinem w jednej z komnat pałacu, przerobionej na składzik broni. Wiele elfów tutaj przygotowywało się do powstania, wiele osób poświęciło tak wiele dla zwykłej wojny.  Chociaż teraz, po tym co nas spotkało, po tym ile osób straciłam w przeciągu jakiś dwóch tygodni, rozumiem tych elfów. Oni wiedzą, co może ich spotkać i chcą jak najszybciej przeciwstawić się nadchodzącym plagom.
Do Sali wszedł wysoki,  postawny elf. Włosy miał koloru wrzosu,  jaśniutkiego, nie dojrzałego jeszcze wrzosu. Oczy, jak również z resztą i u Adriewa, lśniły jaśniutkim, srebrnym, okalającym tęczówkę pierścienem. Matka mówiła mi, że to Wielka Pani, gdy tworzyła z mężem świat, dała swoim pierwszym dzieciom po kawałku swej srebrnej sukni jako prezent pożegnalny, przed wysłaniem ich na ziemię Kordu. Dzieci, przestraszone rozstaniem z rodzicami zaczęły płakać w drodze, a kawałki sukni posłużyły im do otarcia łez. Jednak dzieci tak bardzo płakały i tak mocno tarły powieki skrawkami materiału, że kawałki rozpłynęły się i przykleiły do tęczówek w oczach, okalając je.
- Bądź zdrów, Referinie – rzekł elf, lekko pochylając się z szacunkiem przed moim bratem.
- Bądź zdrów, Wielki Oświecony – odpowiedział Referin, obdarowując go tym samym ukłonem.
Wielki Oświecony spojrzał na mnie, uśmiechnął się i skłonił głowę.
- Bądź zdrowa… - zawahał się. – Wybrana.
- Co z mordercą mojego brata? – zapytał Referin, wybawiając mnie z uprzejmych nieprzyjemności.
- Szukamy go – rzekł Oświecony stanowczo. – Szukamy i znajdziemy.
- Skąd mamy wiedzieć – odważyłam się spojrzeć elfowi prosto w oczy – że to nie wy go na nas napuściliście?
- Bel! – upomniał mnie Referin.
- Nic nie szkodzi -  elf uspokoił brata ruchem dłoni. Zwrócił się do mnie. – Podobasz mi się. Twój hart ducha i aż kipiący z ciebie bunt. Belgilangan am’Droog, tak? Córka kupca i niezwykle bogobojnej szwaczki, siostra naszego drogiego Referina, młodego buntownika, który pomoże nam znowu odzyskać nasz ukochany Kord.
- Wiele o mnie wiesz – uśmiechnęłam się kpiąco. – Ale jednak nie wiesz, kto zabił mojego brata na twojej ziemi, w twoim mieście, z twojej rasy?
- A kto powiedział, że ten ktoś jest z Kearth? – zdumiał się Oświecony. – Oguriq również jest elfijskim krajem, ale z zupełnie inną historią. Chcesz jej wysłuchać?
- Nie chcę niczego wysłuchiwać – jęknęłam przez łzy. - Chce z powrotem moją rodzinę.
Wyszłam z komnaty, zatrzaskując drzwi. Poszłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam dokąd idę. Szłam, płacząc.
*
Zgubiłam się już dziesięć minut potem. Obejrzałam się za siebie, a potem w prawo i lewo. Nie było tu żywej duszy.  Nawet  straż, która strzegła komnat Oświeconych, nie uraczyła mnie tutaj swoim widokiem. Ta część pałacu wyglądała na opuszczoną.
Stanęłam w miejscu, zła na siebie, Referina, wszystkich. Położyłam  dłonie na biodrach  i lekko pochyliłam się, aby złapać oddech.
- Źle, cięcie!
Usłyszałam głos. Dobiegał z końca korytarza. Postanowiłam pójść za dźwiękiem.  Nie wiedziałam, dlaczego wtedy tam poszłam. Prawdopodobnie ze zwykłej ciekawości, co może się dziać w opuszczonym sektorze wielkiego pałacu. Korytarz pod koniec skręcał w prawo, tam pojawiły się schody, a po ich pokonaniu,  kilka kroków dalej wychodził na wielką salę, pełną mroku.
- Tak, dobrze. Ale szybciej.  I pamiętaj o nogach.
W sali pachniało potem i dymem. W różnych miejscach poustawiane były wiszące duże wory napakowane pierzem, a przy ścianach poustawiano stojaki na miecze. Dalej, w zupełnie pustej przestrzeni walczyły ze sobą dwie postaci za pomocą mieczy. Była też trzecia osoba, do której należał głos, który usłyszałam, ale ona nie walczyła z nimi. Przyglądała się im, stojąc obok.
- Finta! Grytruhan, finta!
Usiadłam na schodku i postanowiłam pooglądać lekcję. Nie wiem czemu, ale było mi to bardzo potrzebne.
Nauczyciel spojrzał na mnie z oddali i wtedy dostrzegłam jego twarz.
- Ćwiczcie dalej – rzekł do walczących.
- Uczysz szermierki? – zagadnęłam, gdy podszedł.
- Nie sądziłem, że tu przyjdziesz –  Adriew usiadł obok, tak, aby mieć odpowiedni widok na ćwiczących elfów.
- Zgubiłam się – przyznałam, bez większych wahań.
- Twój brat pnie się w górę – stwierdził, patrząc mi w oczy. Jego srebrny pierścień w tęczówce zalśnił, napotykając snop światła wydzielanego przez pochodnię.
- To znaczy? – zacisnęłam pięści, chcąc zakryć narastający gniew.
- Jest urodzonym przywódcą. Sam zorganizował mały ruch oporu, który czeka na nasze rozkazy w Teronie. Siedmiu Oświeconych chce go nawet awansować. Nie wiedziałaś?
- Nie… - wypowiedziałam przez zęby. - Nie.. Nie rozmawialiśmy o tym.
- Hej! – szturchnął mnie ramieniem. – Tobie się to nie podoba?
- Nie, Referin zdaje się nie rozumieć, że może stracić przy tym rodzinę.
- Jesteś zła? – zapytał poważnie.
- Wściekła – oceniłam.
- Więc chodź – wstał i podał mi rękę. Złapałam ją i pozwoliłam się poprowadzić.  Podeszliśmy do jednego w worów treningowych, o których kilka lat  temu opowiadał mi ojciec.
- Na kogo jesteś zła? – zapytał mnie z lekkim uśmiechem.
- Mam wrażenie, że na cały świat – westchnęłam. Parsknął śmiechem.
- Więc wyobraź sobie, że stoisz teraz przed całym światem i chcesz mu… spacyfikować twarz.
- Obić mordę – poprawiłam.
 I uderzyłam, najpierw nieśmiało, a potem jakby z przyjemnością i narastającą ulgą. Waliłam w worek pięściami, kopałam, jak tylko mogłam. Adriew śmiał się szczerze za moimi plecami.
- Dobrze – powiedział, podszedł bliżej. – Lepiej?
- O wiele – uśmiechnęłam się. – Dziękuję.
- A teraz, jeśli pozwolisz, poprawimy te rażące błędy. Nogi tak… o… Druga noga dalej… dobrze. I ręce, zaciśnięte, zegnij w łokciach… dobrze, dobrze…  Biodra..
Położył ręce na moim ciele, lekko je przesunął w odpowiednią pozycję.
- Zawsze tak obmacujesz swoich uczniów? – obruszyłam się.
- Uwierz, że obmacywanie starych, śmierdzących elfów nie jest przyjemnością.
Wybuchłam śmiechem.
- No – uśmiechnął się – nie marnuj sił. Uderzaj.
Uderzyłam, raz, drugi, trzeci... Dwudziesty...
- Dobrze, ale pewniej. Nie bój się bólu przy uderzeniu, przeciwnika zaboli o wiele bardziej.
Ćwiczyłam do późna, a Adriew nie opuszczał mnie na krok. Czasami tylko sprawdzał, co się dzieje z pozostałymi uczniami, ale większość czasu poświęcił mnie. Od tamtego wieczora, codziennie tu przychodziłam, wyładować gniew i smutek.  Pomagało mi to.
*
Dokończyłam męczenie ogryzka po jabłku i rzuciłam go na pusty talerz. Zapomniałam, kiedy jadłam świeże, czyste owoce. Zapomniałam, kiedy byłam w cieplutkiej i bezpiecznej komnacie w upranych ubraniach i umytych włosach.  Ból po stracie prawie całej rodziny już tak nie kłuł w serce, już nie wypalał takich ran.  Położyłam się do łóżka. Nagrzanego, z prawdziwymi poduszkami i kołdrą.
- Hej – usłyszałam głos w mojej głowie. Ułożyłam się wygodnie i uśmiechnęłam. Nie wiem czemu.
- Hej – odpowiedziałam.
- Jesteś zła? – zapytał ostrożnie.
- Nie – odpowiedziałam znów, zgodnie z prawdą.
- A mogę ci zająć chwilę?
- Tak.
- A więc… - westchnął. - Przepraszam, ze byłem tak niewydarzonym i samolubnym gadem. Albo nawet płazem… Robię wszystko, żeby cię chronić.
- Wiem –uśmiechnęłam się, podkładając dłonie pod głowę. - Wiem, Alneran. Wiem też, że masz czasami takie okresy, gdy po prostu musisz być idiotą. I rozumiem to. Ale teraz.. nie wiem co z sobą zrobić. Jestem rozdarta. Referin organizuje powstanie, ja mam go niby w tym wspierać, Weren umarł, został mi tylko Referin, a jeśli go stracę…
- Spokojnie, masz jeszcze mnie. A ja nad wami czuwam.
- Wiem.
- Przepraszam, że nie było mnie przy tobie… Naprawdę chroniłem cię wtedy.
- Rozumiem… to znaczy… Nie rozumiem, ale akceptuję to.
- Kocham cię, siostrzyczko – powiedział po długiej przerwie. Parsknęłam śmiechem.
- A czymże sobie zasłużyłam na takie słodzenie?  - zakpiłam. – „Siostrzyczko”? „Kocham cię”? Chcesz, żebym się porzygała?
- Jesteś wrażliwa jak oguriqański Orzeł Bojowy.
- Nie pochlebiaj mi.
- Dawna Belly wróciła – czułam, że gdzieś daleko pewien Smok uśmiecha się pod nosem.
Zaśmialiśmy się.
- Belly… -zaczął nieśmiało.
- Co?
- Masz ochotę?
- Na co? – zaśmiałam się jeszcze raz.
- Pobiegać ze mną? – wyjaśnił, jakby było to oczywiste.
- W koszuli nocnej?
- Byłabyś taką… białą rusałką.
- Nienawidzę cię.
- Wiem – odpowiedział przez śmiech.
Nie zastanawiałam się długo. Wyskoczyłam z łóżka, ubrałam pelerynę, leżącą na krześle. W komnacie panował półmrok, w pałacu wszyscy spali. Wyszłam przez okno i wspięłam się na dach.
Z początku ostrożnie przeskakiwałam  wszystkie przeszkody, ale gdy już opuściłam teren pałacu o wskoczyłam na dom szlachecki, poczułam tę beztroskę , która towarzyszyła mi zawsze przy spacerach po wysokościach. Lekko, szybko, zwinnie pokonywałam kolejne budynki. Ostrożnie i cichutko ukrywałam się za kominami, gdy tylko zobaczyłam gdzieś straż.  Biegłam.
Biegłam dachami elfijskich domów, byłam pewna, że teraz gdzieś bardzo daleko stąd pewien smok leci nad nieodkrytymi lasami i śmieje się razem ze mną.
*
-  Nie! – zawołałam następnego dnia, wybiegając z pałacu na dziedziniec przepełniony wojskiem elfijskim. Każdy elf siedział na koniu bojowym, a na środku placu, w pelerynie dowódcy stał Referin, przygotowując swego wierzchowca.
- Nie – powtórzyłam jak mała dziewczynka. Patrzyłam na błagalnie, nie zważałam na to, że jestem w samej koszuli nocnej, boso stojąc na bruku.  – Służka mi powiedziała, nie jedź.
- Bel – rzekł, podchodząc. Położył dłonie na moich ramionach. – Muszę. Ci ludzie… Ja nie jestem już tym samym młodym chłopakiem, synem kupca. Teraz jestem czyjąś nadzieją. Ludzie mi zaufali. Razem możemy uwolnić Sadkip,  miejscowość w Forsonie. Byłą bazę wojskową… Jeśli nam się uda.. To może pociągnąć nas ku niepodległości.
- Nie zostawiaj mnie – zapłakałam. Przytulił mnie.  A potem poczułam złość, wściekłość na Oguriq, na to, co mi  zrobił. Ile osób mi zabrał.
- Walcz – rzekłam spokojnie, patrząc mu w oczy. – Walcz w ogniu. Przeżyj.
- Przeżyję, moja droga. Bądź zdrowa, Belgilangan.
- Bądź zdrów, Referinie.
*
Siedziałam na parapecie, spoglądając przez okno. Minął tydzień od wyjazdu Referinie. Wyczekiwałam jego powrotu w każdej minucie samotności, w każdym oddechu czekałam na mojego braciszka. Wróć Referinie, wróć do mnie.
- Belly – usłyszałam.
- Czego?  -  uśmiechnęłam się dyskretnie.
- Dzień dobry –przywitał się Alneran.
- Nie wkurzaj mnie, czego?
- Ależ ty mnie kochasz… - westchnął. - Musisz coś dla mnie zrobić.
- Już się boję  - parsknęłam.
- Przyjedź w góry Matta, do kraju Wyka zwanego Walniętym.
Wzdrygnęłam się na jego zmianę tonu.
- A ciebie słoneczko nie przygrzało?! – krzyknęłam w myślach, aż przestraszyłam się, czy ktoś mnie nie usłyszał.
- Zaufaj mi. Będę na ciebie czekał.
- Chcesz mi powiedzieć, że się spotkamy? -  ucieszyłam się.
- Tak, niestety -  znów zakpił luźno, rozmowa wróciła do normy. - Przyjedziesz?
- Ale po co?  - zapytałam niepewnie. Odpowiedział mi głos poważny, bez krzty ironii, kpiny…
- Żeby nie pozwolić twemu bratu zginąć.
*
- Adriew – zawołałam, spotykając go w sali treningowej.  Jego pierścień na tęczówce zalśnił.
- Co się stało? – zapytał, przybliżając się.
- Wyjeżdżam w góry Matta.
- Dlaczego? – elf uniósł brwi. Dotknął mojej ręki, niepewnie. – Smok?
-Skąd wiesz? – zdziwiłam się.
- A dla kogo chciałabyś pokonać Purpurowe Morze podczas wojny, jeśli wykluczyć Referina? Nie będę cię zatrzymywać, ale czemu mówisz to akurat mi?
- Rada Siedmiu Oświeconych mnie nie wypuści, ale chciałam komuś powiedzieć, że wyjeżdżam… Mój Smok mówi, że coś zagraża Referinowi…
- Jedź, ale ja też nie pozwolę ci samotnie pokonywać morze, otworzę ci portal, znajdziesz się w  opuszczonej wieży przy lesie.
- Jak w takiej wieży znalazło się pole portalowe?
- Pamiątka po Wielkiej Wojnie – uśmiechnął się Adriew. – I weź ten miecz, ale pamiętaj o codziennych ćwiczeniach, musisz jeszcze wiele się nauczyć.
- Otwieraj portal – nakazałam.
Adriew podszedł do zaznaczonego w ścianie pola portalowego.  Wypowiedział kilka słów i błyskawicznie runy okalające pole zaświeciły się i połączyły niebieskimi niteczkami.
- Bądź zdrowa, Belgilangan.
- Bądź zdrów, Adriew.
- A, jeszcze jedno – zawołał, gdy już wchodziłam do portalu. Nie zdążyłam usłyszeć, o czym mówił. Nagle znalazłam się w ruinach starej wieży strażniczej.
*
- Alneran? Jestem przy wieży, koło małego lasu.. Właśnie schodzę…
- Czekam na ciebie na wzgórzu niedaleko.
Tak bardzo ucieszyłam się na jego słowa. W końcu, po osiemnastu latach w końcu poznam swojego Smoka. Zbiegłam po schodach, miecz przy moich biodrach  delikatnie podskakiwał, poprawiłam pas. Wybiegłam z wieży w las, przebiegłam ścieżką i znalazłam się na polanie, którą kończył ostry klif i przepaść. Na skraju leżał wielki, czarny smok. Jego łapy zakończone były ostrymi pazurami, a czarne łuski lśniły na słońcu. Majestatyczne skrzydła odpoczywały teraz, zakrywając brzuch smoka. A jego głowa… Była taka, jak ją sobie wyobrażałam. Wielka, groźna, ale i delikatna… Oczy miał ciemne, gadzie..
- Alneran!!! – krzyknęłam. - To ty! To naprawdę ty!  
Podbiegłam do niego, a on przygarnął mnie pod skrzydło. Słyszałam  jego śmiech, nie w myślach, ale normalnie, tak jak śmieją się ludzie. Czułam jego ciało, mogłam odwzajemnić uścisk, jego leciutki, taki, aby nie zmiażdżył mi żebra. Ale ja przytulałam go ze wszystkich sił, włożyłam w to wszystkie chęci objęcia go, które miałam przez tyle lat. Dzisiaj wypełniłam swoje pragnienia bliskości z moim Smokiem.
- Belly.
- Aln.
*
Leżałam obok niego, przy świetle ogniska. Alneran położył głowę przede mną i bezczelnie prosił o pieszczoty. Głaskałam go czule, wzdychając przy tym.
- Czekałem na tą chwilę – rzekł mi w myślach.
- Dlaczego nie mówisz normalnie? – zapytałam na głos. – Przecież możesz.
- Nie lubię swego syku – rzekł, nadal przez telepatię.  – A na ciebie, moja droga, ani myślę syczeć.
- Niech ci będzie. To co teraz?
- Zakazana Góra.
- Co? – wzdrygnęłam się.  Co to?
- Co ty robiłaś przez całe życie?
- Chodziłam po dachach – uśmiechnęłam się.
- Widać – parsknął. – Widać, że nie miałaś w ręce żadnej książki. Zakazana Góra to siedziba Pary Boskich…
- Słucham?! – poderwałam się z miejsca.
- Nie denerwuj się. Trezba przebłagać Wielką Panią, aby inaczej pokierowała losem nasz… twojego brata. Razem damy radę. Smok i Wybrana, mamy wielką siłę.
- Dlaczego ciągle wyjeżdżasz z Parą Boskich?! – krzyknęłam. – Mam już tego dosyć, dlaczego ciągle wyjeżdżasz z tym tematem? Nigdy nie ma cię, gdy cię potrzebuję, gdy ktoś z mojej rodziny ginie..
- Jeszcze nie rozumiesz, Belly? – rzekł na głos. -   Przez cały czas, gdy się nie odzywałem, błagałem wielką panią, aby oszczędziła ciebie i Referina, gdy byliście zagrożeni. Każda śmierć, która dotknęła waszą rodzinę, była przeznaczona tobie i twojemu bratu.
- To ja – udało mi się wykrztusić po chwili ciszy, która wydawała się trwać wieki - miałam zginąć pod gruzami, zamiast mego ojca?
- Tak… - wyszeptał Alneran.
- Boję się nawet o tym myśleć – zaczęłam szybciej oddychać. -  Nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie wiem, czy ci dziękować… czy…
- Nawet nie wiesz, jak się z tym czułem. Boję się, że stanę się jak moi bracia za czasów przed pierwszą wielką wojną. Boję się, że stanę się potworem.
- Wojna każdego zmienia, kochany – rzekłam ciepło, przez cierpienie.
Objęłam w połowie jego wielką szyję i mocno przytuliłam się do niego. Przygarnął mnie jeszcze bliżej do siebie swym skrzydłem.
-  Będę o was walczył – rzekł. - Będę walczył o swoją rodzinę.
 
 

4 komentarze:

  1. Przyprawiłaś mnie o mini zawał, nie powiem dobra taktyka na porządnego trolla. Piękny był ten rozdział, te sceny Bel i Alnerana czekałam na to :D no i mam nadzieje, że Referin wróci... żywy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że się poryczę, na początku. Liczę, że uda im się znaleźć morderce.
    Ale to, że te wszystkie śmierci miały być przeznaczone Bel... ja bym nie mogła z czymś takim żyć. Nie potrafiłabym.
    Liczę, że przedstawisz nam w końcu tę parę boskich, bo po samym słuchaniu Alnerana nie mam o nich zbyt dobrego zdania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna śmierć i Smok - nowa wersja Gry o Tron ;)
    A rozdział, jak zawsze, cudowny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatni akapit to mistrzostwo. No i polubiłam Smoka. I Adriewa. Jak na razie to mój ulubiony rozdział. :)
    ~ Thirdy

    OdpowiedzUsuń