niedziela, 26 lipca 2015

Łzy Podpalaczki, rozdział VIII

Musimy się nauczyć tracić. Musimy być świadomi tego, że bez względu na to, co zdobywamy, wcześniej czy później to tracimy.
~Albert Espinosa, „Świat za żółto”
 
Życie nie jest życiem, jeśli się przez nie tylko prześlizgniesz. Wiem, że jego istota polega na tym, by znaleźć rzeczy, które mają znaczenie, i trzymać się ich, walczyć o nie i nie odpuścić.
~Lauren Oliver, „Delirium"
 
 
Alneran pozwolił mi odejść od siebie na kilka chwil. Pozwolił usiąść na klifie, pokołysać nogami na wietrze. Pozwolił pomyśleć na spokojnie o wszystkim, co mnie otacza, dać mi odetchnąć, złapać kolejny głęboki oddech. Na nowo chwycić się życia. Rozumiał, że czasami trzeba się zatrzymać, aby na nowo zacząć biec.  Biec szybciej i pewniej, pozbyć się ociężałości i zmęczenia. Czasami chwila odpoczynku i zatrzymania się nie oznacza przegranej. To, że inni wymijają nas pogardliwie, nie znaczy, że się poddaliśmy. Bo ta chwila odpoczynku, ten jeden moment może zadecydować o tym, że jeszcze wszystkich prześcigniemy. To zależy od nas.
- To co? –zapytał mnie Alneran dyskretnie. – Lecimy?
- A mamy wyjście? – uśmiechnęłam się smutno, odwracając się w jego  stronę. Był piękny. Jego czarne łuski odbijały światło słońca. W jego wielkich oczach, w smoczych oczach, widziałam mój obraz. Jakie to dziwne, zobaczyć w czyim ciepłym spojrzeniu siebie. 
-  Jasne, że mamy wyjście  – rzekł wesoło. – To my decydujemy, jak potoczy się nasze życie. Zawsze możemy odlecieć w siną dal, ukryć się przed światem i na nowo być szczęśliwymi.
- Ale wtedy nie pomogę Referinowi… Chodźmy, Alneran. Lećmy. Ku przygodzie.
Wstałam, a Alneran podsunął mi swoją głowę, aby pomóc. Gdy byłam już na nogach, Smok położył się na łapach. Ugryzłam się w wargę. Bałam się trochę. Nie wiedziałam, jak to jest latać na smoku. Naprawdę.
 Ale potem poczułam, że to nie tylko legendarny stwór, ukochany Pary Oświeconych, którzy po śmierci dali mu nowe życie, ale to też ktoś, kto był przy mnie cały czas, nawet gdy nie odzywał się. I mimo, że kochałam go i  nienawidziłam przez lata, byłam jego Wybraną. Wybrał mnie spośród wielu. Wtedy tego nie zrozumiałam, ale teraz, gdy wracam myślami do czasów Wielkiej Wojny, nie mam już żadnych wątpliwości, dlaczego to właśnie ja stałam się najbliższą osobą największego ze Smoków.
Wejście na Alnerana niczym nie różniło się od wejścia na dach domu.  Wnęki w jego łuskach zastąpiły mi wnęki w ścianach domów. Rogi przy szyi posłużyły jak rynny.  Lata praktyki pozwoliły mi szybko znaleźć się na plecach Smoka, a zwykłe szczęście uczuciem wolności spowodowało, że z niego nie spadłam.
- Przytrzymaj się, mocno.
- Dobrze że mówisz – zakpiłam. - Twoje rady są dla mnie  nieocenione. Można wiedzieć, skąd je bierzesz?
Nie odpowiedział. Wzbił się w powietrze. A ja siarczyście zaklęłam.
*
Byłam ptakiem. Czułam, że byłam jednym z tych wolnych stworzeń, pięknych i niewinnych. Właścicieli nieba. Uniosłam ręce do góry, czułam jak moje włosy unosi wiatr. Wśród wojny, zgiełku i cierpienia, byłam wolna.
- I jak się podoba?
- Jest cudownie – uśmiechnęłam się.  Przytuliłam się do jego szyi i obserwowałam malutkie jak mrówki drzewa.
Przed nami malowała się wielka góra, ozdobiona przełęczami i zaspami. Była wielka, ogromna, niewyobrażalnie potężna. Okryta białą, niezbadaną i tajemniczą mgłą. U jej podnóża, zza mgły, pokazał mi się strumyk. A raczej fosa, okalająca wzniesienie. Lecieliśmy  wzdłuż niej, a ja nigdzie nie mogłam znaleźć mostu. Tak, jakby nikt nigdy tu się nie zapuszczał.  Tak, to ta góra, góra Pary Boskich. Była piękna.
Szybko okazało się, że na szczycie góry jest otwór. I zaraz po jej ujrzeniu zrozumiałam. Do wnętrza góry mają wstęp tylko stworzenia skrzydlate, w tym smoki. Zwykli śmiertelnicy gubili się w mgle,  nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że też tracili zmysły. Inni topili się w fosie.
Tak, bogowie mają swoje prawa i zachcianki. Dlatego wzbudzają jedynie lęk albo nienawiść. 
Alneran dał nura, wlatując do wnętrza jaskini.
*
Wylądowaliśmy na placu w kształcie koła. Ściany, które go okalały, ozdobione były rzeźbami tajemniczych zwierząt. Zrozumiałam, że to pewnie pierwotne zwierzęta, które już dawno wyginęły. A więc ta jaskinia była bardzo, bardzo stara. W pomieszczeniu panował półmrok, jedynie ustawione gdzieniegdzie  pochodnie dawały leciutkie światło. Całość utrzymana była w niezwykłej czystości. Nie zauważyłam ani grama kurzu, ani jednego niepotrzebnego kamienia leżącego gdzieś nieopodal. No cóż, bogowie mają swoje dziwne zwyczaje. Kto powiedział, że owe zwyczaje nie mogą być zwyczajnie śmieszne?
Zsiadłam z Alnerana, pogładziłam go po głowie, a on zmrużył natychmiast oczy i dałabym głowę, że zaczął mruczeć. Zaśmiałam się na głos. Perliście, szczerze. Smok uśmiechnął się. Och, jakże piękny jest uśmiech smoka. Najpiękniejszy i najszczerszy z każdego piękna tego świata. Może dlatego, że jest on tak rzadko spotykany?  Może dlatego, że kryje za sobą zagadkę?
Wtedy się pojawili, niespodziewanie, nie wiadomo skąd. Stanęli przed nami razem, trzymając się za dłonie. On w białym surducie i jedwabnej, delikatnej pelerynie, z twarzą o ciepłych i spokojnych oczach i szczerym uśmiechu. Ona, niższa od niego,  odziana w czarną do ziemi suknię, ozdobioną haftem, z szalem na szyi. Twarz, niezwykle piękną, zakrywała czarnym welonem, a jej włosy pływały jej po plechach.
Jasność i Ciemność, pomyślałam. Byli jak Jasność i Ciemność.  Dzień i Noc, Wschód i Zachód.
- Bądź zdrowa, o Wybrana – pozdrowił mnie Pan Wszechmocny.  Pani obdarzyła mnie suchym, cynicznym skinieniem głowy.
- Macie coś do mnie, tak? – zapytałam zniecierpliwiona.
- Grzeczniej, ty su… - warknęła Pani Wszechmocna.
- Uważaj – zasyczał Alneran. Pokazał swe ostre kły, wysunął długi, rozdwojony na końcu język. Odjęło mi mowę. Smok, czarny smok, mój Smok groził Wielkiej Bogini.  – Uważaj, pani.
Pani Wszechmocna odsunęła się na krok, dyskretnie, nie pozbywając siebie gracji i wyższości.
- Co mi zrobisz? – zakpiła. – Alneranie, ty i twoja Wybrana jesteście na naszej łasce. Nie zapominaj, że zawsze mogę cię ukarać. Nie zapominaj, jakie mam sposoby do ukarania Smoków. Nie zapominaj tego uczucia, gdy…
- Krzywdziłaś go? – zapytałam, nie kryjąc wściekłości pomieszanej z zaskoczeniem. Spojrzałam na Alnerana, ale on tylko uciekł mi wzrokiem.
- Moje drogie – rzekł ciepło Pan Wszechmocny do mnie i do swojej żony. – Nie zapominajmy, dlaczego tu jesteśmy. Otóż, moja droga Belgilangan, chcesz usłyszeć swą przepowiednie? Chcesz usłyszeć, co cię czeka?
- Chcę – pokiwałam głową. – I chcę zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
*
 Powiadam wam, nastanie Czarna Godzina,
Czas Ciemności i Śmierci, płaczu i błagań o litość.
Świat, który znacie zapali się od ognia smoków,
A ugaszą go łzy Podpalaczki,
Tej, która utraci wszystko,  aby wszystko mieć.*
Gdy Pani Wielmożna skończyła mówić, nastała wszechobecna cisza.  Cisza, której nie przerwało nawet kapanie wody ze strumyka, nawet nasze głośne oddechy. Wiedziałam, że jedynie ja mogę przerwać tę ciszę.
- Chcesz wiedzieć, jakie jest znaczenie przepowiedni? – zapytała mnie Pani.
- Nie – rzekłam szybko, bez namysłu, pewna swego. Nie chcę niczego wiedzieć, nie chcę niczego zrozumieć. Chcę tylko uratować brata. Chcę znaleźć się w jego ramionach. Blisko.
Nikt mi nie odpowiedział. Nikt pewnie nie znalazł odpowiednich słów. Tak jak ja nie mogłam ich teraz znaleźć. Stałam obok Alnerana, patrząc na Parę Boskich. Jedyną i nierozłączną parę. Zawsze razem, zawsze złapani za ręce. Zawsze. Odwróciłam wzrok. Więc to ja? To ja podpalę świat? A potem go ugaszę swymi łzami? Stracę wszystko? A co jest tym „wszystkim”? Jak mam rozumieć te słowa? I jakim cudem owa strata da mi inne „wszystko”? Jak to możliwe?
Jak?
- To ja – zaczęłam niepewnie – będę decydującym pionkiem w tej grze?
- Tak – odpowiedział mi Pan. – A ja i moja żona będziemy graczami.
- Jak długo to będzie trwało?
- Nie za długo – powiedziała Pani. – Nie za krótko, acz w sam raz.
- Tu chodzi o nasze życia – warknęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza. No tak. Bogowie nie wzruszą się na stratę, śmierć, cierpienie. Nie mogą przejmować się czymś, czego nie znają.
I znowu cisza. Znowu  fala myśli, znowu wątpliwości.
- Co z Referinem? – zdecydowałam się wznowić rozmowę. Pani spojrzała na mnie uważniej.
- Daję ci szansę, daję minutę, aby brata odnaleźć. Daję drugą minutę, aby ocalić. A trzecią, aby pożegnać.
- Rozumiem – pokiwałam głową, starałam się nie pokazywać rozdrażnienia i strachu.
-Nie rozumiesz – zaprzeczyła Pani. – Nie rozumiesz, ale to nieistotne. Nie teraz. Wszystko i tak zadzieje się według swego upodobania. I nikt ani nic nie ma na to wpływu. Powstanie zostanie stłumione przez Aurów, cokolwiek zrobicie.
- Nie mam żadnego wpływu na to, co się stanie? – zdziwiłam się, w oczach pojawiły mi się łzy.
- Masz, masz, ale nie taki, jaki byś chciała. Zrobisz to, co jest ci przeznaczone, nawet jeśli będziesz od tego uciekać. Na każdego czeka jego los, nie da się od niego uciec ani go ominąć.
- Mylisz się – pokręciłam głową. – To my mamy wpływ na nasze życia. Mamy wolną wolę, rozum i dwie nogi. To wystarcza, aby kuć swój los. Na bieżąco. A każdy ruch, sekunda, każdy oddech jest ważny. Bo wystarczy jedno słowo, aby całe życie, cały los potoczył się inaczej. I w tym jest piękno życia. Bo wymaga zastanowienia, zatrzymania się, przemyślenia. I nie może nim zarządzać byle kretyn.
Wszechmocna Pani uśmiechnęła się. Nie potrafiłam ocenić szczerości tego uśmiechu, ale nie mogłam zaprzeczyć, że był to piękny uśmiech.
- Musimy wracać – powiedziałam do Alnerana. Podeszłam do smoka, a potem zawahałam się na chwilę. – Panie Wszechmocny, czy mogę o coś zapytać?
- Dołączę do ciebie później – powiedział Pan do małżonki. Pani Wszechmocna zniknęła. Nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie. Po prostu.
- Jesteście Życie i Śmierć, prawda? – zapytałam, gdy już zostaliśmy sami. - Dlatego nigdy się nie rozstajecie, dlatego zawsze, za każdym razem przedstawia się wasze splątane ręce?
- Widzisz, moja droga – zaczął Pan – tak już jest. Taki mamy obowiązek... Tak, nie dziw się. Nawet bogowie są zamknięci w jakiejś klatce, w jakimś przymusie. Dobry dzień zależy od dobrze przespanej nocy.  Nawet mrok decyduje o świetle. A światło o mroku. I tak to się napędza. Tak już jest. Ja to Życie, moja żona to Śmierć. Życie ludzie postrzegają jako dar. Śmierć jako przekleństwo. To rani moją ukochaną, dlatego jest taka oziębła. Zmieniła się, bo widzisz, ludzie od zawsze uciekali przed nią, przed jej dłońmi. I od jakiegoś czasu, gdy jej dłonie sięgną po kogoś, nie spocznie dopóki go nie złapie.
- To miała być rada?
- Ostrzeżenie – uśmiechnął się i odszedł. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak. Po prostu.
*
- Lećmy od razu do Referina – poleciłam, uczepiona wielkich łusek Anlerana. Smok szybował przez przestworza. Jego wielkie skrzydła połyskiwały w świetle zachodzącego słońca. Musimy się spieszyć, mój drogi. Do mojego brata.
Słyszałam trzepot ptaków nieopodal, lecących w kluczu. Alneran szybko je wyminął, ignorując z pogardą. Spieszył się. Martwił się.
- Trzymaj się mocno. Trzymaj się, Belly.
Słyszałam jego krzyk w głowie. Słyszałam jego strach, jego przejęcie i ból.  Referin nie może umrzeć. Nie pozwalam! Nie! Nie on. Powstanie upadnie. Ale mój brat nie może umrzeć. Nie może.
*
Po godzinie lotu wyczułam, że Alneran się zmęczył. Oddychał ciężej, nie ruszał już skrzydłami tak szybko jak wcześniej. Ale nadal czułam jego determinację. Tak bardzo zależało mu na naszej rodzinie. Tak bardzo bolało go, że stał się psem łańcuchowym Pary Boskich. Bolało go, że nie może szybować po niebie wraz z innymi Smokami. Tak, to było jego największe cierpienie. Samotność i bezradność. Teraz chciał to odkupić. Przydać się, uratować kogoś, sprawić, że świat będzie lepszy, a na czyjejś twarzy pojawi się uśmiech.
- Skończyłaś?! – warknął mi w myślach. Zaskoczona oderwałam się od refleksji. Zapomniałam, że on słyszy moje myśli.– „Psem Łańcuchowym”? Dzięki wielkie.
Parsknęłam śmiechem. A smok zaraz po mnie. Przez ból i strach znalazł się czas na śmiech.
*
Wylądowaliśmy na wzniesieniu. Zeskoczyłam ze smoka i spojrzałam w dół. Ujrzałam ogień, ludzi, szum. A usłyszałam krzyki, brzdęki, uderzenia metalu o metal. Widziałam pobojowisko, bitwę. Prawdziwą bitwę. Bitwę w jej najczarniejszej godzinie.  Nigdy nie zapomnę tego widoku. Widoku śmierci i cierpienia. Szybko rozpoznałam naszych, ubranych w czerwone peleryny. Było ich mało, stanowczo za mało.
- Gdzie Referin? – zapytałam nerwowo.
- Tam – Alneran wskazał pyskiem schody jakiegoś budynku.
Ujrzałam tam brata, walczącego długim, dwuręcznym mieczem z czterema Aurami. Wstrzymałam oddech, gdy ujrzałam, że upada, uderzony w tył głowy.
 --------------------------------------------------------------------------------
 
* zwrot „Oddałem wszystko, żeby wszystko mieć” pochodzi z utworu Dawida Podsiadło „4:30”, osobiście nie mój gust muzyczny, ale piosenka jest warta przesłuchania. J
Przepraszam, za długość rozdziału, ale zamieściłam w nim wszystko, co chciałam, a nie jestem zdania, że dopisywanie historii, żeby „się strony zgadzały”, byłoby dobrym pomysłem.

10 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się wątek z Parą Boskich no i Referin.. no ja cię proszę myślałam, że dłużej będzie się cieszył tym światem, mam tylko głęboką nadzieję, że to twój kolejny mistrzowski troll

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, jakby rozdział był nie do końca dopracowany.
    Ha, miałam rację co do pary boskich. Nienormalni jacyś są.
    Wyobrażałam sobie kiedyś lot na smoku. W opisach w książkach, przy oglądaniu filmów wygląda to pięknie i porywająco. Nie mam nic przeciwko. Ale ja sama za nic nie dałabym się wciągnąć w coś takiego. Smoki kocham, ale niestety ten lęk wysokości...
    Pozdrawiam ;D
    Wilczyca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakim sensie niedopracowany? Jeśli chodzi Ci o stronę techniczna (przecinki, literówki...), będę poprawiać go jutro, na świeżo. Jeśli masz na myśli coś innego, chętnie posłucham Twoich rad. :)

      Usuń
    2. Niedopracowany w sensie: nie zdążyłaś wyczerpać tematu a już przechodzisz dalej. To spotkanie z parą boskich - niewystarczające. Jakoś tak działo się to nienaturalnie szybko. Wpadli, poznali parę boskich, usłyszeli przepowiednie, poszli dalej.
      Ale może tylko tak mi się wydaje.

      Usuń
    3. OK, dzięki wielkie, będę zwracać na to większą uwagę później. i postaram się dopisać do tego rozdziału troszeczkę. :)

      Usuń
  3. Ciekawie przedstawiłaś tą Parę Boskich - inna wersja toksycznego związku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko mi nie mów, że Referin umrze.... Błagam. Para boskich mi się nie podoba, ale cóż, ogólnie średnio mi się podobają bogowie w opowieściach. Może dlatego, że jestem Chrześcijanką?? I zgadzam się z Wilczycą, to wszystko się dzieje stanowczo za szybko.
    Pozdrawiam
    ~Elfka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwróciłam na to uwagę w następnym rozdziale, który powinien (musi, bo układ jest tak, że jeden rozdział na tydzień i znów zamierzam się go trzymać) pojawić się jutro. Ja również jestem chrześcijanką, ale zamieszczanie tutaj innych bogów nie traktuję jak sprzeciwienie się mojej religii. Trzeba to traktować jak fikcja literacka. :) Dzięki Wam jeszcze raz za miłe słowa i również krytykę, która jest dla mnie bardzo, bardzo ważna. :)

      Usuń
    2. No wiem, ostatecznie podobał mi się Percy Jackson a tam się przecież roi od bogów ;D. W sumie w moim opowiadaniu też jest religia, ale na zasadzie 'jeden Bóg'. U cb, zależy jak spojrzeć, w pewnym sensie Para Boskich jest jednością... Ale nie chcę się w to wgłębiać i tak bardziej mnie interesują przygody Referina, Bel i Alnerana. Byle Bel była trochę bardziej znośna (czasem mnie wkurza tą swoją arogancją).
      Pozdrawiam i niecierpliwie wyczekuję następnego rozdziału ;)
      ~Elfka

      Usuń
  5. No i wygrałaś - Alneran jest spoko. Postać tragiczna, lubię to ;) Mam nadzieję, że buntownik Referin przeżyje. Nie wiem, jak, ale dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. :) A para boskich wyszła ci naprawde dobrze!

    OdpowiedzUsuń