Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.
[...]
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biedę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg [mię] uwolni od męki - nie przyjdę...
Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!...
~Juliusz Słowacki, Testament Mój
W
komnacie nigdy nie było tak zimno. Nie pamiętam, żeby ogień w kominku palił się
tak mizernie. Słońce, przedwczoraj jeszcze piękne, dziś wschodziło, jakby
odklepywało kolejną godzinę prac społecznych. Nigdy wcześniej nie czułam się tak
przygnębiona. To mnie przytłacza. To spycha mnie jeszcze głębiej w strasznie
ciasną nicość.
Naciągnęłam
na grzbiet czarną opończę i zakryłam nią włosy. Tak chciałam uszanować tradycję
elfów. Ciemne nakrycie głowy w takie dni jak ten sybbolizuje chęć połączenia
się na chwilę z osobą przez nas żegnaną. Ukrywamy się w opończy przed światem
żywych, aby na jeden moment móc pozdrowić zmarłego w jego nowym domu.
Wstając
z łóżka poczułam dziwną miękkość nóg. Muszę być silna. Dzisiaj, teraz, już na
zawsze. Obiecałam to przecież.
Teraz
wychodzę z komnaty, pozwalam, aby Adriew wziął mnie pod rękę i zaprowadził do
ogrodów, gdzie stał już wielki pogrzebowy stos. To było jak sen. Tylko że był to
sen, w którym nie można się obudzić.
*
Trzymałam
jego dłoń. Jakże zimną i bezwładną. Ściskałam ją mocno, chcąc jakby rozgrzać
trochę lodowate place. Gładziłam czoło, blade, choć tak znajome - obce. Patrzyłam na zamknięte powieki. Już nigdy się
nie otworzycie? Nigdy? Dlaczego. Czułam, jak ktoś przytula się do mojej nogi.
Małe rączki oplotły udo, jakby chciały mnie wesprzeć, upewnić się, że nie
upadnę. Och, drogi Leo. Gdybyś wiedział, jak cierpię.
A
ty, Referinie? Leżysz teraz na wielkim stosie, ozdobionym kwiatami i ziarnami.
Oddajemy ci to, co czekało na twój powrót. Jesteś teraz ubrany w
najkosztowniejsze szaty, w ręku masz piękny miecz, a pod głową moją rękawicę.
Za chwilę nie będę już cię oglądać. Nie spojrzę już w twe piękne oczy. Na
zawsze zapadną na dno mojego serca. Ich obraz nigdy mnie nie opuści,
przyrzekam. I wiedz, że będę walczyć za nasz wolny Kord. Będę jak lwica bronić
tego, co dla nas najważniejsze. Dam ludziom, stojącym teraz za mną i patrzącym
na twoje ciało, nadzieję i wolę walki. Dla ciebie oddam im wolny kontynent.
Teraz
jednak pozwól mi być małą dziewczynką. Tylko dzisiaj pozwól mi płakać i tracić
siły. Dzisiaj, tylko dzisiaj. Chcę ci uwierzyć, kiedy mówisz, że wszystko
będzie w porządku. Naprawdę. Próbuję uwierzyć, ale nie wierzę. Zawsze gdy
mówiłeś, że wszystko się ułoży, okazuje się, że są inne wyjścia. Niekoniecznie
korzystne. I choć ciągle próbuję ci uwierzyć, że odnajdziemy spokój, dzisiaj
wierzyć nie potrafię.
Nie
wiem, jak się będę czuła jutro. Nie wiem, co powiedzieć. Jutro jest inny dzień.
Widzę
oczyma wyobraźni rebelię. To zawsze zależało od ciebie, a teraz jest na odwrót:
to zależy ode mnie. Obiecuję ci, że zrobię, co mam zrobić. Tylko nie... Tylko.. Proszę, daj mi
troszeczkę czasu. Niech obraz twego uśmiechu zostawi mnie w spokoju przez krótką chwilę, może nie jest
za późno. I wiem, że nie jestem gotowa, ale może jutro...
Odchodzę,
cofam się kilka kroków. Pozwalam, aby żołnierze czynili swoją powinność. Wtem
zauważam, że trzymają w dłoniach pochodnie i podchodzą do ciebie. Wiedziałam,
że to nastąpi. Więc dlaczego zaczynam szybciej oddychać? Dlaczego podrywam się,
odsuwając od siebie małego chłopca? Dlaczego Adriew musi złapać mnie w pasie,
trzymać mocno, nie pozwalając mi sie ruszyć? Dlaczego opiera brodę na moim
ramieniu i szepce coś? Dlaczego nie mogę pogodzić się, że ciebie nie ma?
Teraz
się palisz, palisz się na moich oczach. Adriew już mnie nie trzyma. Widzi, że
stoję w miejscu. Biorę Leo na ręce, ściskam mocno. Czuję łzy. Moje łzy. Widzę
płomienie, które trawią twoje piękne ciało.
Już nigdy nie dotknę cię, nigdy nie złapiesz mnie i nie zawirujemy razem
w miejscu. Tutaj kończy się jedna część naszej historii. Tutaj zaczyna się
druga. Leo nieśmiało dotknął ustami mojego policzka. Wtem ja całuję go mocno w
czoło, aby ukryć żal i smutek.
Tutaj
opuszczasz mnie, bracie. Zostałam sama. Naprawdę sama.
*
Uczta
na cześć poległych w powstaniu przebiegała według tradycji elfów. Na stole
znajdowały się największe przysmaki tego kraju. Owoce o dziwnych kształtach,
ciasta o różnych smakach i wszelkie wina z najdoskonalszymi rocznikami. Zamek,
który zdobyliśmy, był dla powstańców gwarancją na to, że sami mogą zawalczyć o
swoje. Pojawiało się jednak pytanie, którego każdy bał się zadać: "Kto nas
poprowadzi dalej?". Na razie nie chciałam o tym mówić. Ludzie się bawili.
Świętowali swoje zwycięstwo. Leo siedział obok mnie, jedząc smażone udko z
kurczaka. Pogładziłam jego głowę.
- Najesz się tym? - zapytałam czule. Chłopiec
tylko pokiwał głową i z uśmiechem na ustach dalej odgryzał partie mięsa. I ja się uśmiechnęłam. Przez łzy, które skrywałam.
-
Panie i panowie - rzekł Jaśnie Oświecony, stukając łyżką o kielich, prosząc o
ciszę. Stał na podeście, gdzie niegdyś przemawiał w czasach pokoju. Za kilka
lat znowu może tak być. Oświecony spojrzał na mnie. - Wysłuchajmy teraz słów
kogoś, kto z naszym przywódcą był najbliżej. Pani Belgilangan, prosimy.
Oddycham
głęboko, ściskając małą dłoń Leo. Wstaję z miejsca i idę wzdłuż stołów.
Przybliżam się coraz bardziej do elfa, czuję pod palcami drewno, które tworzyło
ambonę. Widzę tłum, wpatrujący się we mnie. Czekają na me słowa. Oddycham
głęboko.
-
Witam - zaczęłam. - Jestem Belgilangan am'Droog. Mój brat Referin był nadzieją, która trzymała
mnie przy życiu. Jak każda historia, nasza również się zakończyła. Tak musi
być. Referin był niezwykle utalentowanym, przystojnym młodym chłopcem. Był
również wścibski, zuchwały i zarozumiały. Nigdy jednak nie pozwolił, aby
któremuś z jego młodszego rodzeństwa stała się krzywda. Zawsze był przy nas.
Przy Emielu, Werenie, przy mnie. Każdy wie, kim jestem. Niektórzy nazywają mnie
Wyklętą, inni Wybraną. Mój brat zawsze zwał mnie tylko "Bel", nie
oddzielał od innych, nie szukał różnic. Tak też robił to tutaj, z każdym z was.
Nie chciał dać wam wolnego Kordu. Chciał, abyście sami go sobie wzięli.
Obiecuję, że i ja będę podtrzymywać w was tę ochotę. Atakując tamten zamek,
dowiedliście, że można walczyć o to, co się kocha. Wiecie... - urwałam, aby nikt nie wyczuł mojego
drżącego głosu. - Lubiliśmy z Referinem wspinać się na wysokościach.
Obiecaliśmy sobie kiedyś, że staniemy na szycie pięciotysięczno metrowej wieży. Ta wieża znajduje się teraz w Teronie,
obleganym przez Oguriq. Jeśli naprawdę umiłowaliście swego przywódcę,
spełnijcie jego marzenie. Pozwólcie, aby mógł, przez moje oczy oglądać widok
rozpościerający się na cztery strony świata. A ty braciszku, mój drogi... Mam wrażenie, jakbym widziałam Cię jeszcze
wczoraj w naszym rodzinnym domu. Mówiłeś jak bardzo jesteś ze mnie dumny, a ja
po prostu wybiegłam z mieszkania. Gdybym tylko wiedziała to, co wiem dziś.
Wzięłabym cię w swe ramiona, ukoiłabym Twój ból. Podziękowałabym ci za wszystko
co zrobiłeś, wybaczyła wszystkie błędy. Wiedz, mój kochany, że zrobiłabym
wszystko, aby usłyszeć znów Twój głos. Czasami mam ochotę zapytać cię o coś,
lecz wiem, że nie odpowiesz. Tak bardzo przepraszam, że cię winiłam, za wszystko,
czego nie potrafiłam zrobić. Wiedz, że skrzywdziłam siebie, krzywdząc
Ciebie. Powiedziałbyś mi, że myliłam
się? Pomógłbyś mi zrozumieć? Czy patrzysz gdzieś na mnie z góry? Czy jesteś ze
mnie dumny? Zrobiłabym wszystko, aby dostać choć jedną szansę, byś spojrzał mi
prosto w oczy, a ja spojrzałabym w twoje oczy. Gdybym miała choć jeden dzień,
powiedziałabym ci jak bardzo za Tobą
tęsknię odkąd odszedłeś. Minęło kilka dni, a ja nadal chcę wierzyć, że to tylko
sen.
Po
tych słowach już pewnie i silnym krokiem wróciłam na miejsce. Wiedziałam, że
niektórzy mogą widzieć we mnie nadzieję.
Nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Ci ludzie mają czerpać ze mnie
tylko pozytywne emocje, aby mogli przekazać je dalej.
Nalałam
sobie wina do kielicha i wzniosłam toast.
-
Za krew Kordu!
Elfy
i ludzie podnieśli swoje kielichy, kufle lub szklanki i z uznaniem spojrzeli na
mnie. Wypiliśmy razem. Byliśmy jednością.
Gdy
minęło już wystarczająco dużo czasu, aby nie wyglądało to jak gest pogardy,
wyszłam z sali i udałam się do komnaty. Utonęłam w łóżku. Wtuliłam się w
poduszkę. Jak mała dziewczynka.
*
Płakałam
całą noc. Leo ściskał mnie w pasie swymi małymi rączkami. Ja trzymałam jego
palce. Potrzebowałam jego bliskości. Potrzebowałam siły tego małego chłopca.
Nic nie mówił, wiedział, że czasami słowa nic nie znaczą. Żałowałam, że nie
potrafię poradzić sobie sama z tym, co na mnie spadło. On jednak zdawał się
rozumieć. Jakim mądrym był dzieckiem...
Odwróciłam
się w jego stronę. Przygarnęłam do
serca. Wsłuchałam się w jego bicie serca. W rytm tej muzyki usnęłam.
*
Siedmiu
Oświeconych znów siedziało w półkole za swym stołem. Tak samo ubrani, z takimi
samymi wzrokami. Wydawało mi się przez chwilę, że Referin stoi obok mnie. Długo
zajęło mi przekonanie własnej świadomości, że nie ma go tutaj. Choć nadal czułam jego zapach, jego dotyk...
Jakby część Referina ciągle we mnie żyła.
Zamiast
niego, napotkałam Adriewa. Zauważyłam teraz, że byli do siebie podobni. Ten sam
sposób chodzenia, ta sama sylwetka. A przynajmniej chciałam, żeby tak było.
- Referin nie żyje - zaczął siódmy
Oświecony. Pierwszy raz ktoś
wypowiedział to zdanie. Zabolało mnie to. - Zginął nasz przywódca. Jeśli chcemy
uniknąć waśni i kłótni w naszych szeregach, trzeba jak najszybciej wybrać
nowego przywódcę. Dla dobra nas wszystkich. Zapytacie pewnie, czemu wezwaliśmy
akurat waszą dwójkę? Razem z moimi braćmi - przespacerował się wzrokiem po
Oświeconych - uznaliśmy, że najlepiej nadajecie się do tej roli. Zastanawiamy
się jednak, kto bardziej. Ty, pani, masz kontakt z ludem. Ujęłaś go swym
wdziękiem i wolą walki. Dzielnie prowadziłaś ich kilka dni temu do zwycięstwa.
Brak ci jednak doświadczenia stratega. A ty z kolei, panie Adriew, jesteś
utalentowany w walce i wiemy, że nie zabrakłoby ci świeżego umysłu w boju,
jednak boję się, że nie jesteś tak charyzmatyczny jak panienka Belgilangan. Oto
nasz dylemat.
Gdybym
miała wątpliwości, pozwoliłabym, aby teraz zapadła głęboka i długa cisza.
Zleciłabym, aby każdy wsłuchał się w swój oddech, tworząc
własną muzykę. Pozwoliłabym milczeć,
wymyślać rozwiązania, martwić się, co mamy począć. Gdybym miała wątpliwości.
-
Adriew nada się - rzekłam. Elf spojrzał na mnie zdziwiony. - Ma największe
doświadczenie z tym ludem, zna Kord lepiej niż historycy, a poza tym, świetnie
walczy. Ludzie będą chcieli przywódcy,
który wie, kiedy zabijać, a kiedy litować się nad wrogiem. Ja, jeśli pozwoli, będę walczyć u jego boku.
Obiecałam to komuś. Będę również dodawać otuchy powstańcom, a nawet podtrzymam
ich miecze. Nie jestem jednak urodzona do roli stratega. Wiem też, że Ref.... że nasz poprzedni
przywódca, poparłby mój wybór.
-
Niech tak się stanie - rzekł Oświecony. - Adriew? Zgadzasz się?
-
Oczywiście, panie - skłonił się przed radą. - Obiecuję wam i tobie, Belly.. to
znaczy... Belgilangan, że będę sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Nawet
proponuję pierwsze kroki. Jesteśmy na dobrej drodze, aby odbić cały Kearth z
rąk najeźdźcy. Jego główne twierdze
znajdują się teraz tylko za północnym zachodzie i południu. Wysłałbym tam
ludzi. Najpierw do dawnego zamku pana Barathina, a potem, wzdłuż granic, aż do
Gór Elfijskich. Tak, zyskalibyśmy jeden potężny kraj, który z pewnością ma
większe szanse w walce z Oguriqiem.
-
Ja mogę rozmówić się z żyjącymi władcami
- wtrącił drugi z Oświeconych. - Jako dyplomata, ułożę spotkanie.
-
Gdy już wszyscy dotrą do Kearth, zaatakujemy. Aby wyeliminować zarazę, trzeba
zniszczyć jej przyczynę. Cesarza.
-
Jeśli mogę - wtrąciłam nieśmiało. Byłam
pod wrażeniem ich zapału. - Chciałabym w tej ostatecznej bitwie spotkać się z
cesarzem. Obiecaliśmy sobie coś.
-
Oczywiście - rzekł Adriew, patrząc na moją na wpół zabandażowaną twarz. Bałam się tych spojrzeń. Pierwszy raz
pomyślałam o mojej ranie.
-
Czy mogę was opuścić? - westchnęłam. Po
skinieniu siedmiu głów, spojrzałam na Adriewa i wyszłam z komnaty. Udałam się
do siebie, modląc się, abym nie zastała tam Leo.
*
Stałam
sama, samiutka, porzucona. Leo musiał bawić się na dworze z młodymi elfami.
Stałam tak, odziana w biała bluzkę i czarne, skórzane spodnie. Spojrzałam na
swe odbicie. Na twarz. I wreszcie na biały bandaż przewiązany po przekątnej, od
końca żuchwy do skroni po przeciwnej stronie. Delikatnie musnęłam po nim
dłonią. Napotkałam miejsce, gdzie związano materiał. Pociągnęłam leciutko, aby
więzy się poluzowały, by potem bezwładnie końce opatrunku opadły mi na szyję. Odwinęłam
go, kawałek po kawałku.
Gdy
okrył skórę, załkałam.
Zobaczyłam
długą, brzydką szramę, biegnącą tak, jak osłaniał ją materiał. Szpeciła mnie.
Nigdy nie byłam ładna, ale teraz... Teraz zawsze patrząc w lustro, będę
przypominała sobie dzień, gdy mi ją zrobiono. Dzień, gdy Referin mnie zostawił.
Poczułam
wtedy jego dłonie. Wszedł do komnaty cicho, bez najmniejszego szmeru. Stanął
pomiędzy mną a moim odbiciem, zasłaniając mi je. Przytulił mocno, a przez
chwilę udało mi się znaleźć błysk jego pierścienia na tęczówce. Trzymał mnie mocno w ramionach, chcąc jakby
zastąpić brata. Nie był to jednak jego uścisk.
-
Tak bardzo za nim tęsknię - przyznałam, szepcząc mu do ucha. Ukryłam bliznę w
jego piersi. Był ode mnie wyższy o głowę, dzięki temu mógł opierać brodę na
moich włosach. Przytuliłam się mocniej.
-
Nie chcę go zawieźć - rzekłam mu.
-
Nie zawiedziesz - zapewnił tylko. Sięgnął do szaf po czysty bandaż i zasłonił
pamiątkę po tym strasznym dniu. A potem przygarnął do siebie, abym nie utraciła
poczucia bliskości.
Wypłakałam
się mu wtedy. Nic nie mówił, czekał tylko, aby wszystkie negatywne uczucia
uciekły ze mnie wraz z wydechami powietrza.
Później również milczał, jakby nie chciał wypowiadać nieodpowiednich
słow. Siedział ze mną na łóżku i trzymał moją dłoń.
-
Belly - usłyszałam głos młodego chłopca. Odwróciłam się w stronę drzwi. - Znowu
ci smutno?
-
Znowu - przyznałam. Uniosłam rękę w jego stronę, zachęcając, aby przybliżył się
i pozwolił mi czuć swój zapach. - Ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
-
Postawimy razem Belly na nogi? - zapytał Adriew wyzywająco. Leo klasnął wesoło
w dłonie i uśmiechnął się. - Sprawimy, że jej twarz znów stanie się promienna?
-
Nie - chłopiec posmutniał. - Sprawmy, aby nie twarz, a jej dusza stała się
promienna. Twarz jest największym narzędziem do oszustwa. Na twarzy wszystko
można namalować, zawsze okłamać i zataić uczucia. Ale dusza jest szczerą powłoką,
jedyną wartą właściwych uczuć. A wiesz, skąd dowiemy się, że Belly już dobrze
się czuje? Po jej oczach. Jedynym zwierciadle duszy.
-
Leo - szepnęłam. Chłopiec spojrzał na mnie. - Ile ty masz lat?
-
A co? - zdziwił się mały.
-
Bo czuję się przy tobie jak głupi bachor - wyjaśniłam.
I
roześmiałam się. A wraz ze mną Adriew i
Leo.
*
-
Opowiedz bajkę - poprosił Leo, gdy zostaliśmy już sami. Wgramoliłam się do
łóżka i objęłam chłopca ramieniem. - Sama wymyśl, proszę.
-
Dobrze - zastanowiłam się chwilę. - Żył sobie kiedyś Kwiatuszek. Kwiatuszek
miał brata, przyjaciela i wielką miłość życia. Miał również swoje Nasionko.
Nasionko, które Kwiatuszek poznał przypadkiem. Jednak pokochał całym sercem.
Poświecił wszystko, aby ratować je w jego trudnych chwilach. Nawet własne
życie. A gdy Nasionko naprawdę było w niebezpieczeństwie, Kwiatuszek poświęcił
o wiele więcej, aby je chronić. Poświęcił nie tylko swoje jestestwo, ale i
godność, poszanowanie i historię.
-
Uratował Nasionko? - zapytał zaspanym głosem.
-
Uratował - pokiwałam głową.
-
A brat Kwiatuszka? Przyjaciel i miłość? Co z nimi?
-
Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Ty wymyśl.
Zamilkłam,
czekając, aż zaśnie. Gdy już oddech chłopca się ustabilizował, wyszłam z łóżka
i wspięłam się na dachy. Poczułam nocny wiatr na ciele.
-
Alneran? Pobiegamy?
-
Jestem - rzekł, ale w jego głosie
wyczułam niewyobrażalne cierpienie.
-Alneran, co się stało? - Odpowiedziała
mi cisza. - Alneran, odezwij się?! Chodzi
o naszą przyszłość? Co zobaczyłeś? Co?!
- Nasz los
- rzekł, sapiąc. - Biegnij, Belly.
Biegnij tak szybko, jak umiesz. Ja będę myślami biegł za tobą. Tuż za tobą.
Dobrze... (*bierze oddech mentalnie przygotowując się na intelignetny komentarz i koniec rozdziału*).
OdpowiedzUsuńA więc na początek (zanim się rozpiszę i ulegnę emocjom) chcę ci powiedzieć, że cię podziwiam i jestem ci wdzięczna za regularne wrzucanie postów co niedzielę. I tak zawsze niecierpliwie ich wyczekuję ale jednak wiem kiedy się pojawią i nie ma opóźnień.
Ale...ale...ale... Błagam!!! Czy ty chcesz mnie zabić?! Mi serce staje, Zirael! Jak będę miała zawał, to pozwę cię do sądu, zobaczysz!
Sama piszę smutne rzeczy i mam przyjaciółke mistrzynie sad-endów ale ty to chyba powinnaś zarabiać na zasmucaniu ludzi zasmuconymi opowieściami. No oszaleć można!
I jeszcze mam napisać że rozdział jest dobry? Że niesamowicie mi się podobał wątek z Adriewem i że piszesz coraz ładniej? Nie, kurczę, nie napiszę, muszę się jakoś zemścić no!
Dobra wracam do (równie, cholera smutnej) historii Legolasa na ZŚ. Już nie mam co z życiem zrobić.
Ach, i w końcu zapraszam (zaczęłyśmy promowanie itp.) na tego wspomnianego bloga, choć nie ma tam żadnej długiej historii tylko opowiadania, krótkie fanfiki i recki (znaczy się będą, na razie to mamy trzy konkretne posty, do jasnej ciasnej -_- >.<)
http://czytamwiecjestemcaxianelim.blogspot.com/?m=0
~Elfka
Ps. A i wiesz na coś wpadłam. Krew Kordu to taka nieco inna historia z innymi wersjami bohaterów z ZŚ. Np.:
Bel - Jess
Referin - Aragorn
Adriew - Legolas
Leo - męska wersja An
Znaczy się pomyślałam już o tym znacznie wcześniej ale teraz przyszła mi do głowy ta męska wersja An i myślę a zamieszczę, co mi tam ;-)
Aj takiego długiego komentarza to chyba jeszcze nie pisałam... Walić to. Zapomniałam dodać że blog nawet w połowie nie tak dobry jak twój :-(
Usuń~Elfka
A tego, który blog lepszy, moja droga, nie oceniaj. Ja za chwilkę wpadnę do Was i zobaczę co tam przygotowałyście. Może jestem psychopatą, ale strasznie uszczęśliwił mnie Twój komentarz, pełen bólu i cierpienia. A za historię Legolasa sama siebie nienawidzę. Więc mogę pomóc Ci mnie zabić,żebyś nie musiała mnie podawać do sądu. ;)
UsuńNie wiem co planujesz zrobić w następnym rozdziale, ale mam nie jasne przeczucie, że powinnam się bać, chociaż niezależnie od tego czy juz się przygotowuje na najgorsze sprawiasz, że czytając to uderza we mnie tak jakbym była niczego nieświadoma, świetnej umiesz opisać wewnętrzne cierpienie i łatwo można się z tym utożsamić, uwielbiam napięcie jakie zostawiasz chociaż mnie zabija, ale pocierpię sobie do następnego rozdziału, ten był cudowny.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz. Miałam taką zawiechę.. ani nic nie napisałam, ani nie czytałam... Ale nadrabiam zaległości.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - skąd wiedziałam, że jej brat umrze... Wytłumacz mi dlaczego zawsze zabijasz wszystkich, których główne bohaterki kochają? Przecież zdarza się, że ktoś przeżywa. Tak mi jakoś smutno teraz, skoro i Alneranowi może stać się coś złego.
Poza tym odniosłam wrażenie, że twoja opowieść nabrała głębszych barw. Nie żeby na początku była nudna czy coś, po prostu teraz wydaje mi się nieco bardziej hmm... prawdziwa? Ciężko to określić.
Poza tym padłam gdy zobaczyłam nagłówek. Genialny ;D
Pozdrawiam
Wilcza
Tyle cierpienia w tym rozdziale.. Alw Kwiatuszek trochę poprawił ten humor jednak
OdpowiedzUsuń