A kiedy pan zrozumiał, że zaczyna iść źle? -
On odpowiedział: Zaczynamy to rozumieć w chwili, gdy to, co od dawna się w nas
kruszyło, wali się nagle, spada i sypie z łoskotem, który (za późno) dochodzi
do naszych uszu. Próbujemy uciec, aby się ratować. Niemożliwe, Wszystkie
wyjścia są zablokowane. Zostajesz przywalony osłoną, którą sam sobie
zbudowałeś.
~Alba
de Céspedes, Lala
Sala
Siedmiu Oświeconych była pusta. Przechadzałam się po niej, muskając palcami o
okrągły stół. A przy nim dwanaście pięknych, przygotowanych specjalnie na ten
wieczór, na tę chwilę. Dla siedmiu najważniejszych mężczyzn elfijskiego kraju,
dla Urlyka von Urleana, cesarza Teronu, dla króla gnomów Wyka zwanego
Walniętym, dla Demloda - pana Forsonu. Jedenaste krzesło przypadało Adriewowi,
dwunaste zaś było moje. Dzisiaj porozmawiamy wszyscy razem po raz ostatni.
Wybiła godzina, która zarządziła wyjście z mroku. Nadszedł czas, gdy to my
pierwsi zaczynamy planować wielką i ostateczną bitwę. Bitwę na Wielkim
Cmentarzu Poległych. Tak, tam, gdzie kiedyś nasi królowie oddawali życie za
wolność Kordu. Tam też oddamy życie my. Po raz ostatni. Nadszedł czas na koniec
tej historii. Nie ma sensu już brnąć w powolnym odzyskiwaniu mało znaczących
twierdz. Teraz musimy odzyskać Kord.
Staniemy
razem, ciężkozbrojne zastępy gnomów, jeźdźcy Teronu, katapulty Forsonu, łuki elfów i Smoki
przeciwko Krwawemu Lądowi, przeciwko najeźdźcy, przeciwko wrogowi.
Nadeszła
godzina, gdy Kord spłynie krwią, gdy jego dzieci uniosą swe bronie po raz
ostatni.
Poczułam,
że się zbliża. Nie mógł mnie już zaskoczyć, zbyt dobrze mnie wyszkolił. Czułam
jego zapach, kątem oka widziałam włosy, a gdy się odwróciłam - oczy. Uśmiechnął się. Ja również.
-
Demlod już jest - rzekł Adriew. - Cały i zdrowy. Niektórzy rozsiali plotki o jego śmierci,
ale..
Nie
słuchałam go. Patrzyłam. Z uśmiechem. Szczerym uśmiechem.
-
Wyk chyba przyjedzie. Chyba - ciągnął. - Nie dostaliśmy potwierdzenia. Możliwe,
że nie będzie chciał ryzykować tak długiej podróży. Przygotowaliśmy wszystkie mapy, nasi
zwiadowcy obeszli nocą Cmentarz. Bitwa rozpocznie się przed nim, jest taka
wielka polana, gdzie nasze wojska spokojnie się zmieszczą. Znaczy... Wybacz,
nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać. Słuchasz mnie?
-
Nie... - szepnęłam, nie odrywając wzroku od jego pierścienia. Potrząsnęłam
głową po chwili, jakby chcąc zrzucić z siebie niewygodne myśli. -
Oświeceni zajmą się witaniem i
zajmowaniem się gośćmi?
-
Już to robią. Ślinią się do Demloda od piętnastu minut. Zaraz tu będą, więc
zacznij się uśmiechać.
-
Uśmiecham się - stwierdziłam.
-
Nie do mnie - parsknął. Podobała mu się gra, w którą grałam. - Do nich. Do nich
masz się uśmiechać, Pani.
Momentalnie
uderzyłam go w głowę, burząc uporządkowane w idealne pasma włosy.
-
Za co to? - udał obruszenie.
-
To, że Pani Wszechmocna dała mi jakąś moc, nie znaczy, że stałam się kimś
innym.
-
Chyba tak. Nadal jesteś pyskatą dziewuchą.
Miałam
wymierzyć swoją własną sprawiedliwość jeszcze raz, ale właśnie do sali wszedł
Demlod, król Forsonu. Adriew błyskawicznie wykonał niski ukłon, a ja głęboki
dyg, opuszczając głowę.
-
Korona? - głos króla zawisł w pomieszczeniu, gdy spojrzał na moją twarz. - A
więc to prawda.
Spojrzałam
na niego, znowu dygając, jednak lekko, delikatniej niż za pierwszym razem.
-
Zapraszamy do stołu - rzekł Siódmy Oświecony.
Elfijscy
radni wraz z królem usiedli na miejscach i zaczęli długą rozmowę na temat
bitwy. Adriew i ja staliśmy tylko i
przyglądaliśmy się całemu wydarzeniu. Uznaliśmy, że nie ma sensu włączać się do
dysputy, gdy brakuje jeszcze dwóch potrzebnych osób.
Przyjrzałam
się Demlodowi. Jego łagodne rysy,
złociste włosy i niebieskie oczy silnie łączy go z rodem wynalazców wszelakich
maszyn wojennych. Zawsze mnie to zastanawiało. Jak tak delikatna cera mogła
znaleźć się w warsztacie zbrojnym? Widocznie nigdy tam nie była. Najwyraźniej zajmowała się tylko
projektowaniem. Zadaniem przyjemniejszym i bezpieczniejszym.
Na
jego szacie narysowany był herb Forsonu - niebieski olbrzym skierowany w lewą
stronę z wielkim głazem w dłoniach.
Olbrzym rzucał kamieniem w Oguriq. W Krwawą Ziemię.
Według
legendy Forson powstał dzięki Olbrzymowi, który uformował tę ziemie własnymi
łapami, a gdy nieprzyjaciel się zbliżał, zaciekle bronił kraju.
*
Dwie
godziny później siedzieliśmy już wszyscy razem. Każdy wpatrywał się w stos linii i krzyżyków
naniesionych na mapę leżącą na środku stołu. Każdy z nas chciał ułożyć
najkorzystniejszy plan. Każdy wiedział, że mamy tylko jedną szansę.
-
Idźmy klasycznym i prostym "naprzód" - Wyk oparł się o krawędź
krzesła i ziewnął. Zdążyłam policzyć wszystkie jego zęby. Oba. - Nie ma innej możliwości. Postawimy na liczebność.
-
Nie możemy - zaprzeczył Urlyk. - Na jednego naszego przypada pięciu obcych.
Marne szanse na sukces.
-
Mamy maszyny - rzekł piąty Oświecony. - I Smoki. Nie zapominajmy o tym.
-
A Aurowie? - zapytał Wyk. - Co oni nam oferują?
-
Na pewno Wielkie Sępy - rzekł Adriew, wzdychając. - I kule ognia,
nieodłączne atrybuty tego ptaszyska.
-
Daję głowę za Smoki - włączyłam się do rozmowy. - Mogą zająć się Sępami i ich
ogniem. Jednak nadal największym
niebezpieczeństwem są zbrojni na ziemi.
- Mam propozycję - rzekł Urlyk. -Skoro jest nas
mniej, trzeba sprawić, że będzie nas więcej.
-
To znaczy?
-
Powiedz mi, panie Adriew. Czy jedynka jest większa od piątki?
-
Nie - zaprzeczył elf.
-
Pięć amii daje większe szanse niż jedna. Już wam tłumaczę, moi państwo.
Zaatakujemy z każdej strony. Katapulty Demloda od frontu, gnomy ze wschodu,
ludzie i elfy z Kearth od zachodu. Moi jeźdźcy odetną drogę ucieczki. A Smoki
panienki.. pani Belgilangan zamknął Aurów jak w pudełku z góry.
-
To może się udać - przyznał jeden z Oświeconych. Trzeba tylko dopracować kolejne elementy
bitwy. Panie Adriew, czy może pan wysłać posłańca, który wypowie bitwę? Jutro o
północy. Nasze wojska mają wyruszyć natychmiast.
-
Oczywiście, mój panie - Adriew skłonił się i odszedł od stołu.
-
Jeśli mogę... - szepnęłam grzecznie, również wychodząc z komnaty.
*
Dopadłam
go chwilę potem, mocno ściskając jego dłoń.
-
Belly, nie teraz..
-
To ważne - rzekłam, nie pozwalając sobie przerwać. - Mogę zapomnieć, a to ważne. Po skończonej
bitwie. Jeśli.. gdy wyjdziesz z niej cało...
Weź ode mnie koronę.
-
Słucham? - elf uniósł brwi.
-
Przemyślałam to już dokładnie. Jestem
pewna. Nie urodziłam się żadną
władczynią. Weź ją i władaj tym, co zostanie z tego kontynentu.
-
Wygramy to, rozumiesz? - Pochylił się nade mną. Nie wiem, kogo chciał
przekonać. Czy mnie, czy siebie.
Jutro
wszystko się rozstrzygnie. Jutro gramy po raz ostatni. Mam nadzieję, że jutro
nie będzie dla nas dniem ostatnim. A jeśli będzie... Cóż... Tak musiało być.
*
Jutro
zamieniło się w dzisiaj. Dzisiaj rano szybko przeistoczyło się w wieczór. Tik
tak, tik tak. Północ.
Przede
mną ogromny plac, który nie był już pusty. Zapełniony wojskami Aurów wyzywał i
groził. Ileż ich było? Jak dużo. Jak wiele. Stałam. Patrzyłam na czerń i
czerwień. Patrzyłam na Wielkie Sępy gotowe do ataku. Stałam.
Wzięłam
go za rękę. Był blisko. Poczułam jego ciepło.
Wiedziałam,
że to koniec. Teraz albo nigdy. Dzisiaj albo w ogóle. Tu i teraz. Po raz
ostatni. Mój miecz zdawał się być gotowy. I ja byłam gotowa. Na co? Nie wiem.
Zaraz się przekonam.
Czułam
bliskość Smoków, ukrytych w lasach. Zachowywały się naprawdę cicho. Przez
chwilę nawet zwątpiłam, że się stawiły. Obiecały mi to jednak. Wiedziałam, że w
tym samym lesie przesiadują teraz odważne gnomy. My czekaliśmy po przeciwnej
stronie, ukryci w jaskiniach.
Odetchnęłam. Westchnęłam. Zakrztusiłam się
powietrzem. Wtedy usłyszałam, jak ludzie
ładują pierwszą z katapult. Jak się
zaczęło.
Nie
zastanawiałam się długo. Chwyciłam Adriewa mocno i przycisnęłam swoje usta do
jego ust. Poruszyłam wargami, dotknęłam
go językiem. Odwzajemnił pocałunek. Wpił się we mnie, jakby od wielu lat o tym
marzył. Słyszeliśmy dźwięki katapult i pierwszych walk. Bitwa sie rozpoczęła.
Moje Smoki wyleciały właśnie ze schronienia i atakują Sępy. Gnomy i my czekamy
na znak. Tak jak i jeźdźcy. Nie było to ważne. Teraz najważniejsze były dla
mnie jego włosy, jego oczy i usta. Tak,
chcieliśmy zapamiętać tę chwilę. On i ja. Ja i on. Pierwszy i ostatni
raz. Chciałam umrzeć ze smakiem jego ust, z zapachem włosów i z widokiem
przedziwnych pierścieni na tęczówkach.
Co
było potem?
Potem
wzięliśmy swoje miecze. I ruszyliśmy. Na śmierć. Za życie.
*
Wbiłam
się w rozkrzyczany tłum półobrotem. Tak, by przypadkiem nie zahaczyć ciałem o
ostrze któregoś z Aurów. Cięłam na lewo i prawo, próbując zrobić sobie miejsce.
Krew tryskała na wszystkie strony, brudząc mi ubranie i twarz, szybko
zasychając na nowej powierzchni. Jak teraz wyglądała moja twarz? Chciałabym
wiedzieć. Chciałabym zobaczyć, jak wygląda człowiek wściekły, przerażony i
zmęczony. Każdy z nas miał dosyć. Widać
to było we wszystkich śmieciach, które teraz następowały. Zabijaliśmy jak
zwierzęta, nienawidząc. Nie... Nie, zabijaliśmy dla wolnej krainy, prawda?
Pogubiłam się trochę.
Dopadł
mnie ktoś z lewej. W porę ułożyłam prawidłowo miecz i odbiłam cios. Kopnęłam
Aura mocno, powodując, że upadł. Ktoś inny go dobił, bo ja błyskawicznie
przeniosłam ciężar ciała na druga stronę, atakując mężczyznę o włosach koloru
słomy. Zabiłam go dla innych, czy aby dać sobie chwilę ulgi? Nie wiem. Nic już
nie wiedziałam. Stałam się częścią tej
sieczki, tej pożogi. Tego ognia.
Nie
wiedziałam, gdzie jest Adriew. Nie mogłam wiedzieć, bo skąd? Byłam zdana na
siebie, choć wszędzie widziałam gdzieś nasze peleryny.
Cios.
Krew. Śmierć. Moja? Czy może już umarłam? Chyba nie. Nie pamiętam.
*
Jakiś
czas później rozległo się zamieszanie z tyłu. Dojrzałam sylwetki koni, które
dzielnie zaczęły wypełniać puste pola bitwy, zamykając przy tym wojska Aurów
jak w klatce. Gnomy i elfy błyskawicznie przeniosły się również na tą część,
pomagając odważnym jeźdźcom. Udało się.
Otoczyliśmy ich. Teraz liczba Aurów malała z każdą minutą. Smoki nadal walczyły
z Sępami. Czasami jedno z nich padało na ziemię i przytwierdzało wielu rycerzy
do podłoża swoim martwym ciałem. Bałam się o Alnerana. Nie wiedziałam, gdzie
jest. Musiałam mieć nadzieję, że sobie
poradzi. Musi sobie poradzić.
Słyszałam,
jak Smoki rozszarpują Sępy, a Sępy atakują Smoki. Słyszałam, jak gdzieś wysoko
wybuchają kule ognia, jak Smoki zbierają je do paszcz i chronią nas, ludzi,
przed pożarem.
Niebo
przybrało kolor czerwieni. Ziemia także. Wszystko było czerwone.
*
Ile
czasu minęło? Pół godziny? Kilka minut, czy może kilkanaście godzin? Gdybym
chciała sięgnąć pamięcią, znalazłabym w niej tylko walkę mieczem i
czerwono-czarne peleryny pokryte krwią. Trup leżał teraz na trupie. Nasi, ich,
wszyscy. Każdy ginął. Kto miał większe
szanse? Chyba my. Katapulty i smoki robiły swoje. Ogień magicznych stworzeń i
kamień wynalazku ludzi rozbijał twardą skorupę Oguriqu. Zastanawiałam się,
gdzie podział się cesarz. Dałabym głowę, że gdzieś go widziałam. Gdzie?
Walnęłam
Aura łokciem, wykrzywiając mu szczękę. Mocnym pchnięciem przecięłam mu brzuch
mieczem, by zaraz wyjąć ostrze z jego ciała i posłać je w gardło kolejnego
wroga. stało się to moim nawykiem, czymś
błahym i mało ekscytującym. Przyzwyczaiłam się do tańca z mieczem. Do samotnej
walki. Dostałam kilka razy, otrzymałam trzy czy cztery draśnięcia, mniej lub
bardziej bolesne. Nie złamało mnie to. Walczyłam dla kogoś. Dla kogoś, kto
kiedyś walczył dla mnie.
Znalazłam
Adriewa kątem oka. Przez ułamek sekundy zdążyliśmy spojrzeć sobie w oczy.
Dzieliło nas wiele ciał, wielu żywych mężczyzn z mieczami. Nie przeszkadzało
nam to. Najważniejsze, że elf żyje.
Tak
bardzo mnie to podbudowało. Jeden z trzech osób, które mi zostały. Gdzie jest
Leo? Ma nadzieję, że w bezpiecznym miejscu. A Alneran?
- Alneran -
spróbowałam. Odpowiedział mi...
Jęk?
Westchnienie? Nie wiem, czym był owy dźwięk, ale na pewno należał do Alnerana.
Przez chwilę rozejrzałam się po niebie.
Nie znalazłam tam czarnego smoka. Gdzie był?
Nie
ma go tam. Nie ma. Naprawdę nie ma. Jak to? Jak to możliwe? Gdzie jest?
Dlaczego nie odpowiada.
Zaczęłam
cała drżeć i o mało nie znalazłabym sie na ziemi. Zaatakował mnie od tyłu, ale
ja nic nie zrobiłam. Pomógł mi jedne z
gnomów, zabijając Aura dzidą. Serce prawie mi stanęło.
-
Dziękuję - szepnęłam do mojego wybawcy, ale on chyba mnie nie słyszał.
Walczyłam
dalej. Tak jak uczył mnie Adriew.
Zmęczona
i mokra od potu i krwi musiałam dać z
siebie maksimum. Jeśli odpuszczę, umrę. Ja chciałam żyć.
*
Jednak brak głosu Smoka nie dawał mi spokoju. Czyżby
leżał teraz martwy gdzieś tutaj? Nie! NIE! To niemożliwe, nie pozwolę na to.
-
Alneran! - krzyczę na głos. Krzyczę głośno, korzystając z chwili czasu. Potem
zabijam kolejnego Aura, ale nadal czekam na odpowiedź.
- Jestem z nim. U
góry.
Prawie
upadłam, gdy usłyszałam jego głos. Jest u góry. Gdzie? Na niebie go nie ma,
sprawdzałam kilkanaście razy. Gdzie
jeszcze jest góra? Pomóż mi, Smoku.
- Cmentarz.
Dziedziniec.
Uderza
to we mnie ze zdwojoną siłą. Musiałam jeszcze kilka razy pociąć mieczem, aby
dojść do siebie. Wszystkie moje uczucia wylewałam tutaj. Szybko stwierdziłam,
że stałam się taka jak inni. Zabijałam z
nienawiści. Niczym nie różniłam się od ważniejszych ode mnie.
Teraz
jednak Alneran był priorytetem. Muszę go uratować, bo wiem, że znowu w coś się
wpakował. Nie był w pełni sił, gdy wylatywał z Kearthin, więc mogło stać się
najgorsze. Nie mogę go teraz opuścić.
Biegnę
na dziedziniec Wielkiego Cmentarza, pokonując kolejnych wrogów. Miałam wrażenie,
ze mój miecz zaraz rozpuści się od krwi. Ilu już zabiłam? Ilu jeszcze zabiję?
Dopadam
schodów, które prowadzą w górę, do Cmentarza. Szybko je pokonuję, eliminując
kolejnych atakujących. Przez moment odwracam się i patrzę na pole bitwy.
Zamknęliśmy Aurów jak w klatce. Nie mają gdzie uciec. Sępów już też prawie nie
ma, Smoki zwyciężają. Czyżbyśmy
wygrywali? Nie. Dopóki Cesarz żyje, musimy zachować zimną krew.
Wbiegam
na dziedziniec. Serce mi zamiera.
*
Wiele
razy w mojej historii myślałam, że dosięgłam dna, dna, od którego nie mogę się
odbić. Którego nie potrafię pokonać. Wiele razy bałam się następnego dnia,
bałam się tego, kto teraz odejdzie, zostawi mnie. Kto będzie cierpieć. Teraz wszystkie te wydarzenia: śmierć ojca,
braci, matki, potem Referina, wszystko bledło.
Teraz,
gdy miałam przed sobą ten obraz, wiedziałam, że właśnie przyszło najgorsze. Dwie
ukochane osoby stały teraz w dwóch rogach dziedzińca. Przy każdym stał jeden
Aur, przy nim lub za nim, z ostrzem.
Pośrodku Cesarz witał mnie uśmiechem.
Widzę to.
Widzę to.
Widzę
go. Widzę Alnerana unieruchomionego zaklęciem. Widzę miecz przy jego gardle.
Przy tętnicy. A w drugim rogu? Widzę pewnego małego chłopczyka. Jego
przerażenie, jego strach. Jego szyjkę, małą szyjkę. I sztylet, który do niej
przylegał. Widzę czarno-czerwone peleryny. Widzę Cesarza. I jego triumf.
Widzę
to przez łzy, przez nerwy i strach. Widzę to, mimo drżącego ciała.
-
Belgilangan! - zawołał Cesarz.
Jego
głos doszedł do mnie jak zza bariery. Jakby
Aur stał teraz gdzieś bardzo daleko, gdzieś, skąd ledwo go widzę. Nie było to
prawdziwe. A jednak stał przy mnie,
patrzył na mnie, a ja go czułam.
Wszystko, każdy centymetr dzisiejszej nocy był prawdziwy. Niestety.
-
Belgilangan - rzekł ponownie Cesarz. - Tęskniłem. Ja i twoja obietnica.
Blizna
na jego twarzy nie była odkryta, zabandażowali mu ją drogim materiałem. Byłam
jednak pewna, że go bolało. To było moje szczęście w nieszczęściu.
-
Każdy z nas chce mieć czasami wybór - mówił dalej.- Chce móc decydować. A więc daje ci znowu ten przywilej. Ale i
chcę wyjaśnić zasady. Widzisz tych dwóch? Kochasz ich, prawda? Dlatego ty zdecydujesz, którego za chwilę
przytulisz. A który umrze.
-
Co? - wyszeptałam jakby oderwana od świata.
-
Wystarczy jeden fałszywy ruch, moja droga, a każę zabić ich obu. Lecz gdy
będziesz grzeczna i powiesz mi, kogo mam oszczędzić, umrze tylko ten drugi. I
nikt inny. Ty zadecyduj. Widzisz tego chłopca? Tego bezbronnego i kochanego
chłopca? Wiesz ile razy o tobie wspomniał? Ile o tobie mówił? Kocha cię.
Naprawdę. A ty kochasz go. A tutaj, ten Smok. Był z tobą tyle lat. Traktuje cię
jak rodzinę, oddałby za ciebie swoje życie.
Ile razy ratował cię z opresji? Przyznaję, moja droga. Masz trudna
decyzję do podjęcia. Ja osobiście wybrałbym ich obu, ale ja wybierać nie mogę.
Naprawdę współczuję ci, że musisz wybrać tylko jednego. Jaka to szkoda.
Nie
dopowiedziałam nic. Zignorowałam jego podłe zagrywki, choć zakuły mnie
jak najostrzejszy miecz. Nie miałam też
odwagi spojrzeć ani Alneranowi, ani Leo w oczy. Nie umiem.
Padał
deszcz. Kilka kosmyków moich włosów
uwolniło się spod ciasnego splotu i opadły mi na twarz. Poczułam zimne
powietrze i mokre krople.
Słyszałam
ciężki oddech Alnerana i szept Leo. "Proszę" mówił mały. On nie prosił. Ściskałam pięść, żeby nie płakać. Nie mogłam
teraz okazać słabości.
Bałam
się tego, co teraz powiem. Nienawidziłam się za to? Nie. Nie pamiętam.
*
Każdy
z nas dostaje dary od bogów. Każdy z nas dostaje je po coś. Nie są one tylko
obiektem pochwał i nowych możliwości. Są
dla kogoś i po coś. Tak. Mój dar też miał swoje zadanie. Umiejętność, którą otrzymałam
też miała teraz się sprawdzić. Musiałam
zrobić to szybko, pokonując całe przerażenie, które mną teraz zawładnęło.
-
Kto ma przeżyć?
Ja
wiedziałam. Wiedziałam. Łza poleciała mi po policzku.
-
Alneran - szepnęłam.
I
skończyłam składanie zaklęcia. Ostatniego.
Poczułam
coś dziwnego, coś nieznajomego i strasznego. Tak wyraźnie i tak boleśnie. Poczułam
bombardowanie powietrzem. A potem nic. Spokój. Uczucie, że się udało.
Spojrzałam
przed siebie. Leo stał na miejscu, gdzie przed chwilą byłam ja. A więc naprawdę
się udało. Udało się, mój mały.
Zrozumiałam,
że klęczę. Coś przejeżdża mi po gardle. Ostrze. Słyszę, że Alneran się wyrywa i
zabija Aurów. Słyszę krzyk Leo, który właśnie zrozumiał, co się stało.
Nie
bądź na mnie zły, mój kochany. Otrzymałam dar zamieniania obiektów miejscami.
Musiałam go wykorzystać. Dla ciebie. Zasługujesz na życie. Mam nadzieję, że
przeżyjesz tę wojnę. Jeśli nie, spotkamy się za jakiś czas. Może. Ale teraz
żyj. Żyj każdą minutą. Wybacz mi, mój niewinny.
A
ty, Alneranie... Przepraszam. Mam nadzieję, że legendy o Smoku jako pasożycie
nie są prawdą. Znajdź sobie szybko jakąś Wybraną. Skup się na niej. Żyj,
kochany. Dla mnie.
*
Adriew
wbiegł na plac. Chciałam go teraz przytulić. Tak bardzo chciałam przytulić
elfa, chłopca i smoka. Nie mogłam, przez
ranę w gardle.
Upadłam,
choć nie chciałam upaść.
Jęknęłam,
mimo że zakazywałam sobie wydać choć najcichszego dźwięku.
Zdziwiłam
się, chociaż wydawało mi się, że nic już w życiu mnie nie zdziwi.
Spodziewałam
się, że zobaczę teraz Panią Wszechmocną.
Wydawało mi się, że zobaczę jej czarne włosy. Nie. To nie Pani
Wszechmocna była Śmiercią. Dopiero teraz odkryłam największe kłamstwo naszego
istnienia.
Czułam
ostatnie kropelki krwi na mojej szyi, czułam, jak Wszechmocny Pan otula mnie
swymi skrzydłami, jak śmierć po mnie przychodzi. Co było moim ostatnim obrazem?
Adriew.
Kochany Adriew. Krew. Cesarz Oguriqu. I śmierć jednego z nich.
No dobra... Powinnam się uczyć, powinnam iść spać... Ale jak już przeczytałam i mam skomentować to zrobię to jak należy...
OdpowiedzUsuńCzy to koniec? Czy będzie jakiś epilog, w którym dowiem się kto wygrał i jak potoczyły się losy Kordu bez Bel, czy to twoje "do widzenia"? I...pewnie jestem świnią, ale śmierć Belly nie zabolała mnie tak jak powinna. Właściwie było mi smutno z powodu Adriewa i ostatniego pocałunku >.< Szkoda że nie rozwinęłaś wcześniej ich uczucia, że tak szybko się kończy...
Tak, ładny rodział. Chciało mi się czytać, budował napięcie. Fajna rada, choć zwykle trwają one dłużej... Anelim, nie kadź i skup się!
Mam. Propozycję.
Weź tę historię. Popraw i przerób. Dodaj parę rozdziałów i rozwiń kilka wątków. Napraw to, na co ja i inne czytelniczki zwracałyśmy uwagę. A potem wydaj. Jakiś głupi gościu stwierdził, że klasyczne fantasy z elfami i smokami nie ma popytu ( http://spisekpisarzy.pl/2014/08/poradnik-pisania-nikt-nie-lubi-elfow.html - on obraża elfy, idiota, zabiję!!!! >.<), ale. JA. W. TO. NIE WIERZĘ.
Więc wydaj. Ja mówię serio. I w tym jest powód dla którego sama nie wrzucam na bloga własnej powieści. Chcę ją kiedyś wydać.
Więc ty zrób to samo.
Do widzenia
Facet O Dwóch Zębach rozwalił mnie :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że się pocałują! Wiedziałam! Wiedziałam!
Jak czytałam o walkach to wyobrażałam to sobie wszystko jakby w spowolnionym tempie.. Nie wiem czemu, ale lepiej się czytało ;)
Niebo w czerwieni.. Wszystko kojarzy mi się z Krwawym Superksiężycem, dosłownie wszystko.
Cesarz dostałby ode mnie osobiście wpie**ol, a zaraz potem ty, bo ZABIŁAŚ MI BEL T_T
Tak fajnie piszesz, a musisz tak uśmiercać.. DLACZEGO?! ;)
Hmm, znowu zabijasz główną bohaterkę. Musisz to w końcu zmienić.
OdpowiedzUsuńChoć przyznaję: na jej miejscu tak samo bym postąpiła.
Ryczeć mi się chce przez ciebie, ty zły człowieku.
Pozdrawiam
Wilcza