ZDĄŻYŁAM!!! :D
- Villentretenmerth...
- Słucham cię, Geralcie z Rivii.
- Możesz przybrać każdą postać. Każdą, jaką
zechcesz.
- Tak.
- Dlaczego więc człowiek? Dlaczego Borch z
trzema czarnymi ptakami w herbie?
Smok uśmiechnął się pogodnie.
- Nie wiem, Geralt, w jakich okolicznościach
zetknęli się po raz pierwszy ze sobą odlegli przodkowie naszych ras. Ale faktem
jest, że dla smoków nie ma niczego bardziej odrażającego niż człowiek. Człowiek
budzi w smokach instynktowny, nieracjonalny wstręt. Ze mną jest inaczej. Dla
mnie... jesteście sympatyczni. Żegnajcie.
~A. Sapkowski, „Granica możliwości"
Białe
fałdy materiału układały się w niesforne kształty. Skopałam je nogami i mocno
wyciągnęłam się na łóżku, aż zabolały mnie ścięgna. Przetarłam oczy paliczkiem
palca wskazującego, zaczepiając przy tym o bandaż po bliźnie. Dziś mam go po
raz ostatni. Nie wiedziałam, co jest gorsze. Żyć z kawałkiem materiału na pół
twarzy, czy pokazywać się z blizną zadaną w bitwie. Nie to jednak było moim
największym zmartwieniem.
Obróciłam
się na bok i podkuliłam kolana. Łokcie zgięłam i przysunęłam dłonie do piersi.
Spojrzałam na pustą przestrzeń przede mną. Przestrzeń, którą kiedyś wypełniał
ktoś bardzo ważny. Przestrzeń, która jeszcze kilka dni temu nie była tylko
pustką. A najgorsze było to, że nic nie mogłam z tym zrobić. To ja byłam postrzegana jako ta zła, nikt nie
troszczył się już o to dziecko. Byłam porywaczką. Oświeceni wściekli się na
mnie. Wiem to, bo już od dwóch dni mnie do siebie nie przywołują, a doszły mnie
słuchy o planowanym spotkaniu z królami, żyjącymi jeszcze w kryjówkach,
rozsianych po kontynencie. Stracili do mnie zaufanie, chcą oddalić. Teraz, gdy
udało mi się przekonać ludzi do tego, w co wierzę.
Dlaczego?
Dlaczego jestem karana za chęć pomocy małemu, skrzywdzonemu chłopcu, który chciał tylko poczuć ciepło kochającej osoby. Dlaczego walka z przemocą i złem jest karane?
Dlatego, że ludzie nie chcą słuchać? Nie chcę znać takiej prawdy, prawy, która
jest kłamstwem. Z miłą chęcią wykrzyczałabym tym wszystkim ludziom moją prawdę.
Dziecko ma prawo do szczęścia. Dziecko nigdy nie było i nie będzie zabawką
dorosłego. I jeśli odzyskam wpływy, chcę dopilnować, aby inni się o tym
dowiedzieli.
Jednak
najprawdziwszą prawda było to, że odzyskać wpływy mogę tylko przy wygranym
powstaniu, a oczywistym jest, że
Oświeceni nie dopuszczą mnie teraz do żadnych walk. Porywaczka w końcu nie może
być przykładem dla innych.
Jakże
to przykre.
Tak
więc przez ostatnie dni snułam się po pustej komnacie. Czasami nawet przez
długie godziny nie wychodziłam z łóżka, ukrywając się w białej pościeli. Wiele
czasu poświęciłam na smutek i żałość, na wtapianie twarzy w poduszkę. Nie
miałam odwagi spojrzeć sobie w oczy. Porywaczce? Jak mogłabym?
Samotność
mnie przytłaczała. Słyszałam z korytarza głosy służek, elfów i elfijek, ale nie
miałam siły nawet otworzyć drzwi na świat. Zamknęłam się, otoczona żalem,
czekałam. Na co? Nie wiem. Może na Referina. Albo na Leo. Może to tylko zły
sen? Pojaw się obok mnie, mój drogi Leo, a opowiem ci jak zakończyły się te
wszystkie bajki. Wyjawię ci ich zakończenie, ale pojaw się tutaj. Przyjdź do
mnie.
-
Alneran? - szepnęłam, kierując głos w
sufit. Miałam nadzieję na uczucie ciepła, które mnie obejmie, na dźwięk
pięknego, smoczego głosu. Nie usłyszałam nic. Nawet nie wyczułam próby
nawiązania kontaktu. Wtedy zrozumiałam, że nie było już między nami łączności.
Jakby drzwi naszych pokoi zamknięto i nie możemy się ze sobą już porozumieć.
Coś się stało. Wiem, że coś się stało. Wiem to.
- Alneran?!
Nic.
Cisza. Inna niż wszystkie. Coś się stało.
*
Pukanie
do drzwi rozległo się po godzinie. Przykryłam się kołdrą, a poduszkę nałożyłam
na głowę, przykrywając uszy. Nie chcę nikogo widzieć. Odejdźcie.
-
Belly - usłyszałam męski głos. Gdy zwróciłam oczy w jego stronę, ujrzałam
srebrny pierścień na tęczówce elfa, błyszczący czymś nieznanym. Podszedł do
mnie i usiadł na łóżku. Położył swoją ciepłą dłoń na moim barku i lekko
ścisnął. Spojrzał czule i z wielkim zmartwieniem na moje rzęsy, które na
końcach ozdobione były brylantami.
-
Belly...- powtórzył, wzdychając.
-
Zabrali mi go - rzekłam żałośnie, jak mała dziewczynka żali sie swemu ojcu.
-
Moja droga...
-
Zabrali - powtórzyłam. - On się bał. Bał sie go. On go bił. Ja bym go kochała.
Kochała. Zrozum! Nie chciałam go porwać.
-
Wiem - uspokajał mnie. - Nie płacz. Wiem, co poczułaś do tego chłopca. Wiedz
jednak, że jego ojciec ma jedyne prawo do opieki nad nim. Nic nie można z tym
zrobić.
-
Utraciłam wpływy u Oświeconych. - Wciągnęłam powietrze przez nos. Dotknęłam
dłonią jego dłoni.
-
Wiem - mówił tylko. Nie mógł nic z tym zrobić.
-
A co jeśli Leo leży teraz zakrwawiony i pobity? - zapytałam, czując jak nagle
przyśpiesza mi oddech, a ręce drżą coraz bardziej. - Co jeśli on tam kogoś
potrzebuje? Co jeśli..
-
Spokojnie. Cii...
Przytulił
mnie mocno. Nie kryłam łez. Przerażenia również. Nie wiedziałam, co się ze mną
dzieje. Za każdym razem, gdy kogoś pokocham, los mi go zabiera. Czy jestem
przeklętą? Czy naprawdę jestem Wyklętą Belgilangan za którą miała mnie matka?
-
Ja chciałam tylko go kochać - rzekłam jako
wytłumaczenie swoich win.
-
Spokojnie. Wszystko jakoś się ułoży. Przetrwamy to razem, rozumiesz? Damy radę.
-
Alneran zerwał ze mną kontakt. Nie odpowiada, nawet nie czuję łączności. Boję się, że coś się dzieje. Jestem tego
pewna, ale nie wiem jak go mam szukać. Gdzie go szukać.
-
A gdzie ostatni raz się spotkaliście?
-
W trakcie powstania, ale wtedy czułam tylko jego bliskość. Pierwszy raz
spotkaliśmy się przy Górze Pary Wszechmocnej, ale...
-
Jedź tam - nakazał. - Tam będzie Alneran. Dowiesz się, co spowodowało zerwanie
łączności i co dokładnie się stało.
-
Mówisz poważnie?
-
Całkowicie - powiedział z kamienną twarzą. - Jedź i ratuj tych, których
kochasz.
-
Obiecaj, że spotkam znowu Leo - rzekłam, jakby na koniec rozmowy. Milczał przez
chwilę, przykładając mi się uważnie.
-
Obiecuję.
*
-
Spakowałam panience wodę i kanapki na drogę. - Młoda elfijka wydawała się
tańczyć pomiędzy porozrzucanymi stosami rzeczy. Włożyła mi szybko do torby
jedzenie i kilka razy sprawdziła, czy nic nie wyleje się podczas podróży.
-
Dziękuję - powiedziałam, opierając się o ścianę. Nawet nie próbowałam wchodzić
jej w drogę. Nie śmiałam nawet.
-
Nie ma panienka za co dziękować - rzekła Trissa znad pakunku. Ruchem dłoni
odgarnęła niesforne, rude loki i spojrzała na mnie. - Nadal jestem za panienką.
-
Należysz do bardzo małej grupy - skrzywiłam się w dziwnym uśmiechu. Elfijka
podeszła do mnie i dotknęła dłońmi moich
ramion.
-
Na świecie zawsze istnieć będą dwie
wersje prawdy. W każdym czasie i w każdej okoliczności. Nic z tym nie robimy. Jesteśmy tylko małym owocem
pracy tej ziemi. Dane jest nam jednak wybrać, za którą prawdą staniemy. Dano
nam wybór. Najcenniejszy z darów.
Pokiwałam
głową, nie mówiąc nic. Uśmiechnęłam się tylko lekko i dotknęłam jej drobnych
dłoni.
-
Dziękuję - powtórzyłam.
*
Portal
był już gotowy, czekał otwarty pod dowództwem Adirewa. Portal, nakierowany na Zakazaną
Górę, na dom Pary Boskich, był
przygotowany dla mnie. Runy lśniły niebieskim złotem, a niteczki z niego
wychodząc, wypełniały puste przed chwilą pole portalowe. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, w co się
pakuję. Teraz, teraz tak usilnie chcę przypomnieć sobie szczegóły, walcząc z
zanikiem pamięci.
-
Ćwiczyłaś rano? - dopytał jeszcze Adriew, podając mi miecz.
-
Jasne, tato. - Przewróciłam oczami. Elf
uśmiechnął się i zszedł mi z drogi. - Bądź zdrów, Adriew.
Teraz
widziałam tylko niebieskie pole magii. Zrobiłam krok. Oddychając głęboko,
zrobiłam drugi.
A
potem poczułam otaczającą mnie magię.
*
Znalazłam
się w tej samej wieży, do której pierwszy raz się przeteleportowałam. Wszystkie
kamienie wyglądały tak samo jak wtedy. Miałam też wrażenie, że wielki, piękny,
czarny smok czeka na mnie, leżąc przy klifie. Wiedziałam, że tak nie było.
Skąd?
Czułam
dziwny rodzaj energii. Mimo że wieża była na pewno tą samą wieżą, otoczenie się
zmieniło. Wyjęłam miecz i powoli zaczęłam schodzić na niższe piętra. Niebo zza
okien wydawało się być ciemniejsze niż zwykle. Ciało odnalazło dziwnie ciężkie powietrze.
Ścisnęłam rękojeść miecza.
Zbiegłam
po ostatnich stopniach i wypadłam na zewnątrz. Zakołysałam się, walcząc z
utratą równowagi, a gdy już odniosłam sukces, obejrzałam się wokoło. Nigdzie
nie było mojego ukochanego smoka. Był za to ktoś inny.
Wśród
ciemności i mgły, wśród magii, wyłaniała się postać. Postać, którą nie można
spotkać ot tak, przechodząc w mieście. Ta postać była niezwykła. I choć prawie
każdy jej nienawidził, budziła szacunek. Jak zawsze w czerni, jak zawsze piękna
i skryta.
Panna
Wszechmocna.
-
A więc znowu się spotykamy - zaczęła. Przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę,
gotowa zadać cios.
-
Chcesz ze mną walczyć? - zapytała z uśmiechem. - Nie próbuj. Przychodzę do
ciebie w innej sprawie. Nie o śmierci chcę z tobą rozmawiać, ale o życiu. O
wielu życiach.
-
Słucham? - nie zrozumiałam. Włożyłam miecz do pochwy, postanawiając jej zaufać.
-
Nie myśl sobie, że patrzymy wraz z mężem na to, co się dzieje w Kordzie z
przymrużeniem oka. Martwimy się, ale czekamy też na odpowiedni moment, który
można wykorzystać.
-
Wykorzystać do czego? - uniosłam brew.
-
Do pomocy. I długo zastanawialiśmy się, komu tę pomoc przekazać.
-
Zaraz -przerwałam. - Wiedziałaś, że przyjdę? Tutaj i teraz?
-
Dziwi cię to? - zaśmiała się Pani. - Jestem w końcu boginią.
-
Gdzie jest Alneran? - przeszłam do rzeczy.
-
Odnajdziesz go, ale jeszcze nie teraz.
-
Co mu zrobiłaś?! - wrzasnęłam.
-
Ja? - Pani ruszyła w moją stronę. - Tym razem to sprawka śmiertelników, których
ty ukarzesz. Jednak ja dam ci do tego predyspozycje.
-
Prościej - poprosiłam.
-
Widzisz, Belgilangan - zaczęła. - My stworzyliśmy ten Kord. My stworzyliśmy
Oguriq. To nasze dzieci. I musieliśmy wybrać miedzy nimi. Musieliśmy
zdecydować, kogo z naszych dzieci bardziej kochamy. I kto ma naszymi dziećmi
się opiekować. Ja i mój mąż nigdy nie
chcieliśmy nikogo z was skrzywdzić. Ale i nie chcieliśmy rozpieścić.
Zrozumieliśmy jednak, że potrzebny jest ktoś, kto nasze dziecko doprowadzi do porządku.
-
Kim jest ten ktoś?
-
Tobą - rzekła po prostu.
Wciągane
ustami powietrze jakby zatrzymało mi się w gardle. Magiczna aura bogini stała
się jeszcze bardziej przytłaczająca.
-
Ja? Dlaczego?
-
Jesteś Wybraną - wyjaśniła. - Tylko ty zostałaś z tobie podobnych. Nikt inny
nie przeżył prześladowań. A nie ma nic silniejszego niż Wybrany i jego Smok.
Dowiodłaś też, że mimo tylu śmierci, które ci zgotowałam, jesteś w stanie
ukarać moje dziecko za złe czyny. Byłaś w stanie poprowadzić Kord do
zwycięstwa. Widzisz, ja wiem, co nadejdzie. I chcę zrobić wszystko, aby do tego
doszło. Na tym polega przeznaczenie. Ktoś umiera, aby ktoś mógł zacząć
żyć. Dlatego ja, jak i mój małżonek
zdecydowaliśmy, że trzeba przywrócić dawny urząd. Najwyższy z urzędów. Klęknij,
moja droga.
-
Że jak? - parsknęłam. Pani wydawała się być niesamowicie poważna i chyba
istotnie taką była.
-
Klęknij.
Uklękłam.
Był to najpiękniejszy moment mojego życia.
*
-
Z mocy nadanych mi przez naszego stwórcę, wielki Czas i jedności, którą pełnię wraz z Panem Wszechmocnym,
bogiem tego świata oraz wszelkiej istoty żywej, ja, Śmierć, koronuję cię,
Belgilangan am'Droog na Wielką Władczynię Kordu i przekazuję ci wszelką moc z
tym związana. Czy przyrzekasz bronić granic i przestrzegać tradycji oraz
oddawać cześć tym, którzy cię koronują?
-
Przysięgam - usłyszałam swój głos. Nie byłam pewna jednak, czy to ja wyrzekłam
te słowa.
-
Czy przysięgasz rządzić aż do oddania korony?
-
Przysięgam.
-
I niech tak się stanie.
Wtedy
poczułam niesamowite ciepło, jakby wchodzące we mnie. Wypełniało każda moja
tkankę, każdy mięsień i każdą kość. Czułam, jak magia otula mnie i zaprasza do
poznawania siebie. Czułam potęgę, którą zaprosiłam do swojego wnętrza. Czułam
też, jak Panna Wszechmocna obwiązuje mi wokół czoła jakby mały naszyjnik z
kamieni. Każdy z nich emanował inną energią.
Energią, która wywołała u mnie uśmiech na twarz, choć sama jeszcze nie
dowierzałam w to, co się dzieje.
-
Chodź ze mną - usłyszałam głos bogini.
-
Gdzie?
-
Do smoków.
*
Prowadziła
mnie za rękę przez mgłę Zakazanej Góry. Bałam się, że jeśli puści mnie i
odejdzie dwa kroki, już jej nie znajdę. Ta mgła płatała figle. Z trudem
widziałam najdalej oddalone części ciała Wielkiej Pani, a co dopiero samą górę.
Trzymałam się więc blisko i nie pozwalałam zwiększać odległości pomiędzy nami.
Szłyśmy szybkim tempem, jakbyśmy już dawno się spóźniły na coś.
Nie
starałam układać sobie w głowie wydarzeń, które właśnie miały miejsce. Uznałam
to za bezcelowe i bezsensowne. Nie umiałam nawet powiedzieć sobie, że noszę
koronę bogów. Dlaczego ja? Jestem tylko prostą córką kupca. I choć w głębi duszy wiedziałam, że moja
koronacja jest związana z Alneranem, nie chciałam tego zrozumieć. Było to dla
mnie za wiele.
Zeszłyśmy
po schodach. Schodach? Tutaj
gdziekolwiek były schody? Postanowiłam nie pytać siebie o nic więcej i pokornie
iść za boginią. Wiedziałam, że zadane pytania zrodzą kolejne i kolejne.
Schodzimy
w dół, na dół, na dół. Ciemność ogarnęła mnie
i teraz w ogóle nie widziałam wielkiej bogini. Pani pstryknęła palcami i
wytworzyła wokół siebie magiczne światło. Znowu widziałam, po czym idę.
Nagle
zatrzymałyśmy się, a ja zrozumiałam, że
patrzymy właśnie na wielką jaskinię. Jaskinię, która nie była pusta. Pani
wysłała swoje magiczne światło na środek komnaty i wzmocniła jego promienie.
Widziałam każdego z nich.
Złote,
srebrne, brązowe i szare. Z kłami i bez, z matowymi łuskami, ze dwoma lub
czterema skrzydłami. Wszystko zależnie od rasy i wieku. Smoki. Smoki
najprawdziwsze. Smoki przepiękne i przewspaniałe. Leżały jeden na drugim i
wolno oddychały.
-
One żyją - szepnęłam.
-
Śpią - sprostowała Pani. - Obudź je.
-
Słucham? - wzdrygnęłam się, odsuwając lekko.
-
Nie bój się. Zobaczą twoją koronę. Ale musisz wzbudzić ich zaufanie.
Pokiwałam
głową. Odetchnęłam parę razy, wystrzeliłam palce i odgarnęłam włosy z głowy. To dzieje się naprawdę? Teraz? Tutaj? Ja
jestem główną bohaterką?
I
co teraz? Mam obudzić te smoki? Stworzenia zastygłe w śnie od wielu, wielu lat?
Ja? Zwykła dziewczyna?
Wtedy
do mnie dotarło, że odpowiedzią na moje pytania było zwykłe, proste:
"tak".
-
Hej, smoczki! - zawołałam nieśmiało do stada magicznych istot, które ani
drgnęły na mój głos.
Pani
Wszechmocna popatrzyła na mnie tak, jak normalni i inteligentni ludzie patrzą
na idiotę. Uśmiechnęła się jednak szybko
i zachęciła gestem.
-
Śmielej - powiedziała, dusząc śmiech.
-
Pomóż mi.
-
Nie - pokręciła głową. - Ty musisz je obudzić. Wtedy będą cię słuchać.
Wzięłam
głęboki oddech.
-
Cześć - zaczęłam. Postanowiłam improwizować. - Znacie może Alnerana? To czarny
smok, wasz brat. Jestem jego wybraną. Czuję, że coś mu się stało, zerwał ze mną
kontakt mentalny. Muszę, chcę go odnaleźć. Jednak potrzebuję was aby to zrobić.
Widzicie, jeśli was nie obudzę, bogini mnie stąd nie wypuści i nie będę mogła
go uratować. Więc może obudźcie się? Proszę?
-
Proszę, proszę - usłyszałam brzydki i obcy syk. Spojrzałam w kierunku jego
właściciela. Uśmiechnęłam się z zachwytu. Smok koloru gwiazd patrzył na mnie
złotymi oczyma. Parzył z wielkim zaciekawieniem i czymś na rodzaj uznania. - A
więc to teraz nasza królowa?
-
Ja? - wzdrygnęłam się.
Smok
zaśmiał się ciepło. Pierwszy raz
słyszałam własnymi uszami śmiech smoka.
-
To będą bardzo ciekawe rządy - rzekł, a raczej zasyczał. - Jednak wydaje mi
się, że i bardzo ważne zarazem.
-
Obudź ich, proszę - rzekłam pokornie. - Alneran... Wiesz przecież jak mocno
zżyci są ze sobą Wybrany i Smok.
-
Wiem - przyznał. - Straciłem swego Wybranego kilka wieków temu. Przez Aurów.
I
zaryczał. Głośno, donośnie. Nagle wszystkie pozostałe smoki obudziły się i
odpowiedziały na ryk. Niektóre z nich rozpostarły skrzydła, niektóre od razu
spojrzał w moim kierunku. Wiedziałam, że budzę największe zaciekawienie.
Niektóre smoki pozdrawiały Wielką Panią, niektóre puszczały nawet do mnie oko.
-
Pokłon naszej królowej!
Na
znak Smoka o gwieździstych łuskach, wszystkie inne wysunęły łby i dotknęły nimi
gruntu. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nie wiedziałam, co zrobić. Oprócz
jednego.
Ugięłam
kolana i wolno zsunęłam się na ziemię, a głowę opuściłam nisko, wtapiając wzrok
w kamienie, na których stałam.
-
Nie jestem żadną królową - rzekłam. - Jestem tu tylko, aby uratować związanego
ze mną Smoka. Nie jestem godna żadnych zasług czy tytułów, nie po to się
urodziłam. Jestem rada, że obudziliście się i mam nadzieję, że poradzicie sobie
w tym ogarniętym wojną świecie.
-
Moja droga - usłyszałam ciepły głos Smoka, syk Smoka - wybraliśmy cię. Ale
uszanujemy to, żeś nie gotowa. Będziemy czekać na decydującą bitwę, która już
niedługo. Wtedy pod twoim dowództwem, uderzymy. Jak przed wieki. Znowu wśród
ludzi. Znowu wolni.
*
Nie
spałam cała noc. Owinięta kocem, wśród drzew okrytych nocną mgłą myślałam nad
wszystkim, co się zadziało dzisiaj. Dziś, czy wczoraj? Nie pamiętam.
Dzisiejszej nocy miałam nabrać pewności, tak powiedziała mi Pani Wszechmocna.
Sama, wśród mroku miałam zdecydować, czy piszę się na tę grę. Coś podpowiadało
mi, że i tak nie mam wyjścia.
Nadal
jednak czułam to ciepło towarzyszące mi przy koronacji. Nadal czułam energię z każdego
kamienia spoczywającego na moim czole. Pani powiedziała, że mogę je uwolnić.
Uniosłam
dłoń przed siebie i po prostu starałam się uwolnić energię. Nic to nie dało. Po
wielu, wielu próbach jednak coś wystrzeliło z moich palców. Jakby niebieska
energia. Spróbowałam znowu i znowu pojawiły się niebieskie niteczki. Ucieszyłam
się z takiego obrotu spraw.
Wzrok
utkwiłam w kamieniu leżącym przede mną. Coś mnie w nim zaintrygowało. Skierowałam
ta palce i chciałam posłać w niego niebieską energią, ale skurcz zmienił
ustawienie mojego palca wskazującego, który nagle znalazł się pod środkowym.
Nie wierzyłam własnym oczom, gdy zamieniłam się z kamieniem miejscami.
*
Portal
na szczycie wieży otworzyłam sama. Bez pomocy Adriewa czy Wielkiej Pani. Sama.
Byłam z tego dumna. Namierzyłam go po prostu na Alnerana. Nie byłam pewna,
gdzie wyląduję, ale miałam nadzieję, że trafię tam w jednym kawałku. Udało mi
się.
Wylądowałam
na jakimś cmentarzu. Obróciłam się za siebie, ale nie zauważyłam żadnego pola
portalowego. Otaczały mnie tylko groby. Wielki Cmentarz Poległych. Wyspy Matta.
Tak, to tutaj. Tutaj chciałam dotrzeć.
W
oddali ujrzałam czerwień i czerń. Ujrzałam wiele peleryn o tym kolorze. Widziałam też coś niezwykle
czarnego, wielkiego i skrzydlatego. Coś zakutego w łańcuchy i strzeżonego przez
czarno-czerwone peleryny.
-
Gdzie ona jest?! - wrzeszczał Aur, dźgając smoka rozżarzonym czerwoną energią
kijem. - Gdzie jest Wyklęta?!
-
Tutaj - oznajmiłam.
Dziś jestem zmęczona i niewyspana, więc będę szczera i złośliwa (nie żebym normalnie nie była szczera). Uwaga, hejt leci...
OdpowiedzUsuńMuszę stwierdzić, że jakkolwiek pomysły na historię masz ciekawe i nadal mnie one intrygują to twoja główna bohaterka schodzi na psy. Serio, coraz bardziej mnie odraża. Nie dość, że przypomina Katniss, to ciągle (zwłaszcza od kiedy zginął Referin) jest jedyna, najlepsza, utalentowana, w centrum uwagi, super, idealna, a i tak poszkodowana przez cały świat. I te jej teksty... Boże, jak ona mnie momentami wkurza! "Dziecko, koronuję cię uklęknij" "Eee, co?" "Grr, *syczy cicho* ludzie się patrzą Bel, klękaj!" "Że jak?" "*facepalm*" - no ja to tak odebrałam.
Sorry za ostrość i nieco przesady, ale musiałam to wszystko wypisać, bo komentuję nie tylko po to abyś miała motywację, ale i by ci radzić (wiem, wiem, daleko mi samej do ideału, ale nie ma to jak powytykać błędy innym, dla przykładu Caxi chce przeczytać okropną i głupią zrzynkę z Wiedźmina by poprawić swoje poczucie wartości :3)
Dobre strony tego rodziału: rozmowa z Panią, (do której wreszcie zapałałam nicią sympatii) genialna!! (no ale klęknij dziecko!). Tak, Anelim będzie teraz wciąż wtykać aluzje do klękania...
W ogl Pani była światełkiem tego rozdziału. Bo tak to jest on (w porównaniu do poprzednich) troche jak pisany na kolanie, ale czytałam twoją wiadomość co do problemów więc rozumiem i mam nadzieję, że nie zrazisz się do mnie tym hejtem.
Po prostu czasem trzeba coś skrytykować, by to coś potem pochwalić (po oczywistej poprawie) ;-)
~Anelim
Ps. Serio, Bel zacznie jeszcze czarować? ;-;
Nie ma sprawy, postaram się poprawić niektóre kwestie (choć za chwilę zabraknie mi rozdziałów). :) Bardzo dziękuję za okazaną w ten sposób pomoc. Wydaje mi się troszkę, że w Twoim odczuciu Bel ma jedną największą wadę - nie jest Jess. No cóż, moim błędem było tak szybkie rozpoczęcie nowego bloga, nie dając niektórym z Was (starym czytelnikom) szansy na odetchnienie. Tym blogiem chciałam własnie odpocząć od wiecznie mi towarzyszącej Jessy. Po prostu bałam się, że się wypalę. Zastanawiałam się nad kolejną częścią, ale z An, jednak wiecie.. wypalenie się i te sprawy. Zobaczymy jak to będzie. Mamy przed sobą jeszcze 3 rozdziały, a potem... do widzenia?
UsuńSerio? Zamierzasz to tak szybko skończyć?? o.O
UsuńJa myślałam, że to jeszcze z dziesięć rozdziałów... Ale jak chcesz. Nie, problemem Bel nie jest Jess. Nie uważam też, że ten blog to była pomyłka. No i jeśli chcesz wiedzieć tacy bohaterowie pojawiają się również w wielu popularnych książkach i są uwielbiani przez ogół, to ja jestem tą 'inną', której się w nich coś nie podoba ;-)
~Anelim
Ps. No weź, już 'do widzenia'? Nie przesadzasz, czasem?
Mam nadzieję, że nie odczułaś mojego komentarza jako foch na hejt. "Uwielbiam" krytykę, podpartą argumentami. Jest o wiele lepsza od nic niewnoszących ochów i achów.
UsuńMało rozdziałów - tak wyszła mi rozpiska bloga. Przedtem było rzeczywiście napisane na 20 rozdziałów, ale uznałam, że lepiej wyjdzie jak niektóre rzeczy połączę. :)
Czy "do widzenia"... Hmm... Problem leży w tym, że zbyt związałam sie z Zakochanym (btw, dopiero teraz widzę jak ta nazwa nie pasuje do bloga), a z tego wynikło, że nie mogłam przez długie tygodnie przekonać się do tego bloga. Choć tutaj chciałam w wyraźniejszy sposób pokazać inne, nie ujęte przedtem, tragedie i lęki ludzi, które ja czułam, albo o których opowiadali mi inni. W sumie nie traktuję pisania jako tylko opowiedzenia historii, ale przede wszystkim przekazania, że każdy z nas potrzebuje czasem pomocy i każdy do tej pomocy jest zdolny. (co ja pisze?)
Filozofujesz, moja droga, filozofujesz. Ja tak to przynajmniej nazywam ;-)
UsuńI, jeśli mam być szczera, też zawsze chcę przekazać czytelnikowi to 'coś więcej'. Jednakże, gdy coś wyjdzie mi naprawdę dobrze, odkładam to do prawdziwego wydania (kiedyś, kiedyś tam) ;-)
I nie odebrałam twojego koma jako focha, nie martw się.
~Anelim
Teraz nad Alneranem się znęcasz?! Tym razem... zastanowię się nad wybaczeniem. Te dużo więcej smoków przemawia na twoją obronę ;D
OdpowiedzUsuńChoć, mam jeszcze uwagę - ta"Pani" była chyba zbyt miła w porównaniu z ostatnim spotkaniem.
Pozdrawiam
Wątek komediowy? Na miejscu czy nie, rozbawił mnie :D
OdpowiedzUsuńI te ostatnie zdania - szykuje się bójka i nie mogę się już doczekać :)